poniedziałek, 14 września 2015

Zwykła rodzina

czyli jak na patriotyzmie i pasji zbudowany został trwały fundament rodziny

Mijają lata, czas zaciera wiele faktów z codziennego życia. Mozolna praca dnia codziennego, składająca się na dobro rodziny i państwa uchodzi w zapomnienie. A jednak warto czasami przypomnieć historię zwykłej rodziny, której codzienne życie nie wyróżniało szczególnie spośród wielu innych rodzin, a jednak zasługuje na chwilę wspomnienia.
Taką właśnie rodziną byli Jadwiga i Roman Dreżepolscy z córką Ewą. Cóż zatem ich wyróżniało?
Historia tej rodziny bierze swój początek w Galicji, we Lwowie. Roman urodził się w rodzinie inteligenckiej 15 października 1885r. we Lwowie jako syn Aleksandra, urzędnika z Galicji i Wandy. Jego ojciec był flecistą amatorem, członkiem Galicyjskiego Towarzystwa Muzycznego, matka natomiast obdarzona była pięknym głosem. Wychowywał się więc w muzycznej atmosferze, Ta panująca w domu atmosfera spowodowała, że muzyka stała się jego pasją do końca życia. Kształcił się jednak w kierunku pedagogicznym, uczęszczając do seminarium nauczycielskiego we Lwowie. Tam też, w chórze szkolnym, stawiał pierwsze kroki w muzyce chóralnej. Zafascynowany muzyką dokształcał się pobierając lekcje śpiewu u S. Bursy. W 1902 zdał maturę i rozpoczął studia biologiczne na Uniwersytecie Lwowskim. Rozwijał dalej swoją pasję muzyki chóralnej, wstępując do Lwowskiego Chóru Akademickiego. Był członkiem zarządu chóru, później objął stanowisko prezesa. Po ukończeniu studiów i uzyskaniu stopnia doktora podjął pracę jako nauczyciel w okolicach Lwowa.
Jadwiga, przyszła żona Romana, urodziła się 10 kwietnia 1884r. jako córka notariusza z Galicji, Antoniego Grotowskiego i Adeli z domu Statkiewicz.
Ojciec Jadwigi - Antoni Grotowski szybko umarł. Adela pozostała sama z czwórką dzieci. W tym trudnym okresie życia pomógł im ksiądz profesor Jan Fijałek, krewny jej zmarłego męża. Jan Fijałek był wówczas profesorem na Uniwersytecie Lwowskim, prowadził katedrę Historii Kościoła na wydziale Teologicznym. Adela wraz z dziećmi przyjechała do Lwowa i zajęła się prowadzeniem domu księdzu profesorowi Janowi Fijałkowi.
W takiej to sytuacji rodzinnej poznali się Roman i Jadwiga. W 1912r. Ksiądz profesor Jan Fijałek objął katedrę Historii Kościoła na Uniwersytecie Jagiellońskim w Krakowie. Do Krakowa przeniosła się również Adela Grotowska. Roman i Jadwiga prawdopodobnie właśnie w Krakowie wzięli ślub. Córka ich Ewa urodziła się 05 grudnia 1914 r. we Lwowie.
Po zakończeniu Pierwszej Wojny Światowej i uzyskaniu przez Polskę niepodległości Dreżepolscy w 1919 r. przenieśli się do Poznania, który stał się ich drugim miastem rodzinnym. Roman podjął pracę pedagogiczną najpierw w Gimnazjum Marii Magdaleny a następnie w Gimnazjum Bergera na stanowisku dyrektora. Jadwiga również podjęła pracę pedagogiczną. Znani byli ze swego zaangażowania pedagogicznego; wspomina o nich Zdzisław Zakrzewski w Książce ”Przechadzki po Poznaniu” (PWN, Warszawa – Poznań 1983) pisząc:
(...)Pierwszym polskim dyrektorem Gimnazjum Bergera był za mej pamięci starszy wiekiem, nieco przygarbiony doktor filozofii Józef Kniat a jego następcą – doktor Roman Dreżepolski, - przyrodnik(...)
Jadwigę zaś wspomina:
(...)w nieistniejącym już, dawnym domu pod piątym mieściła się Prywatna Szkoła Przygotowawcza im. Kopernika.(...)
i dalej:
(...)Od Bożego Narodzenia roku 1920 a więc już w klasach drugiej i trzeciej, a nie jak dawniej w oktawie i septymie wystawiała świadectwa szkoła polska, kierowana przez Jadwigę Dreżepolską(...)


 














Zdjęcia nr1 i  nr2   Dom Dreżepolskich w Poznaniu przy
 ul. Sołackiej13  /obecnie ul. Wojska Polskiego 1
/ archiwum autora/

Do Poznania przybyło również wiele osób ze Lwowa, związanych z Lwowskim Chórem Akademickim.  Z tymi dobrze sprawdzonymi przyjaciółmi Roman postanowił zawiązać Chór Męski „ECHO”. Nazwę tę zaproponowali byli członkowie lwowskiego „ECHA”. Roman zasiadł w zarządzie tego chóru i był duszą tego zespołu. Od 1933r. był jego prezesem, a niedługo przed śmiercią w 1960r. został uhonorowany tytułem prezesa honorowego. 





 

















 Zdjęcia nr 3 i nr 4 Roman Dreżepolski /siedzi drugi od prawe/ wraz z członkami chóru. Na odwrocie zdjęcia widoczny po prawej stronie wyraźny podpis Romana Dreżepolskiego. Zdjęcie pochodzi z archiwum p. Renaty Linette.







W Poznaniu Jadwiga i Roman mieszkali początkowo przy ul. Podolskiej 21, potem kupili dom przy ówczesnej ul. Sołackiej 13 ( po wojnie ul. Wojska Polskiego 13)
Oprócz zamiłowania do muzyki chóralnej Roman zajmował się pracą naukową w zakresie biologii. Ogród przyległy do domu stał się jego trenem doświadczalnym.
Po śmierci prof. Jana Fijałka w 1936 r., Adela Grotowska, matka Jadwigi przyjechała do nich do Poznania gdzie zmarła w czerwcu 1939 r.


Zdjęcie nr5.
Jadwiga Dreżepolska z uczniami /siedzi po lewej stronie/
Zdjęcie pochodzi ze zbiorów p. Mieczysława Koniecznego ucznia Jadwigi Dreżepolskiej w latach 1926-1929 

W takiej to atmosferze rodzinnej wychowywała się ich córka Ewa. Na przemian muzyka i biologia, biologia i muzyka kształtowały jej charakter, wyrabiając w niej dużą wrażliwość na otaczające środowisko. Ukończyła jednak studia prawnicze.



Zdjęcie nr 6.
Portret olejny Jadwigi Dreżepolskiej autor Irena Łuczyńska Szymanowska.
Płótno o wymiarach 1,3x1,5 m. Portret wykonano w czasie pobytu artystki w Krakowie
/W zbiorach rodzinnych/   

Rozpoczęła się Druga Wojna Światowa. Ewa podjęła zaraz działalność w konspiracji.
Pani Fortunata Obrąpalska w wywiadzie Grażyny Banaszkiewicz pt. „Cicho i Spokojnie” (Sołacz - Kronika Miasta Poznania 1999 – 3) tak wspomina Ewę :
(...)Opowiadano nam jak uciekła stąd przed Niemcami, którzy przyszli ją aresztować za działalność konspiracyjną. Usłyszała, że o nią pytają, pobiegła do góry na strych, po rynnie przeszła do sąsiadów. Od nich dostała pieniądze i ubranie na ucieczkę do Warszawy.(...)
Z Poznania w 1939 r. Dreżepolscy zostali wysiedleni. Udało im się przedostać do Warszawy. Również i tam z innymi „echistami” Roman zorganizował zakonspirowany w mieszkaniach prywatnych chór.
Także w Warszawie Ewa podjęła dalszą walkę w konspiracji. Tak wspomina swoje poznanie z Ewą w swoich prywatnych pamiętnikach p. Felicja Feliksa Janina Panak:
(...)Heniek jest przygnębiony. Przeżył klęskę swej armii i stracił przyjaciela. Proponuje, byśmy słuchali radia, usłyszane wiadomości pisali na maszynie i przekazywali znajomym. Ale ja chcę się trochę rozejrzeć, zobaczyć, co robią inni. Przyszła Irena Szydłowska – już działa, otworzyła pralnię PCK, zatrudniła żony oficerów, w pokoju przy pralni spotykają się konspiratorzy, rozdziela się tajną prasę – i namawia mnie, byśmy pisały odezwy. Zgodziłam się. Poszłam z nią na zebranie do mieszkania prof. Poniatowskiego. Spotkałam tam wielu znanych mi działaczy. Poznałam Ewę Dreżepolską i wciągnęłam ją do pisania listów, a ona wciągnęła do tej pracy swego znajomego władającego językiem niemieckim. Heniek nawiązał kontakt z wojskową władzą podziemną. Tadzik ma organizację w szkole.(...)

Taki był początek znajomości Ewy z siostrami Panak, znajomości, a potem przyjaźni, która trwała aż do jej śmierci.
Od pierwszych dni wojny podjęła pracę w podziemnej prasie konspiracyjnej jako redaktorka i łączniczka. Pracowała między innymi w redakcji codziennego biuletynu informacyjnego ISKRA, pisma codziennego DZIEŃ, w DZIENNIKU RADIOWYM.
Wykonując swą konspiracyjną działalność została aresztowana i osadzona w więzieniu na Pawiaku. Tak pisze Regina Romańska w książce „PAWIAK Więzienne Gestapo Kronika 1939-1944” (Książka i Wiedza, Warszawa 1978r.)
Rok 1941
(...)9 IX
Aresztowano wiele osób z redakcji i kolportażu konspiracyjnego pisma „Dzień” Między innymi zatrzymani zostali: Ewa Dreżepolska,(...)
Rok 1942
(...)16 I
Przez budynek administracyjny, przeznaczony dla internowanych, obecnie pusty, uciekły dwie więźniarki zatrudnione w pralni, Ewa Dreżepolska i Teofila Ullowa, oraz więźniarka pełniąca funkcję korytarzowej, Elżbieta Kwiatkowska (prawdziwe nazwisko Zofia Przybytkowska). Budynek ten miał nie zakratowane okna wychodzące na ul. Dzielną. Więźniarki posłużyły się podrobionymi kluczami. W ucieczce pomagała polska strażniczka Stanisława Pawlakówna. Po tej ucieczce na Serbii wstrzymano na jeden dzień wydawanie posiłków.(...)
O ucieczce tej wspomina również Anna Czuperska-Śliwicka w książce „Cztery lata ostrego dyżuru”. Wspomnienia z Pawiaka 1940 – 1944 (Czytelnik 1968r). pisząc :
(...)Dnia 16 I 1942r. w godzinach wieczornych nastąpiła brawurowa ucieczka 3 młodych kobiet z Serbii. Udział w niej brały Elżbieta Kwiatkowska, Ewa Dreżepolska i Teofila Ullowa – wszystkie obciążone ciężkimi sprawami. Elżbieta Kwiatkowska (prawdziwe nazwisko Zofia Sroszyńska, obecnie Przybytkowska), członek KOP, aresztowana 7 III 1941 r., podczas przesłuchania w Gestapo była straszliwie katowana. Przydzielona na funkcję korytarzowej I oddziału, pracowała z pełnym oddaniem jako łączniczka wewnętrznej konspiracyjnej komórki więziennej. Ewa Dreżepolska i Teofila Ullowa, obie z Agencji Radiowej, przydzielone po pewnym czasie do „czarnej” pralni, pracowały również w łączności więziennej.
Ucieczka tych trzech odważnych kobiet wywołała niebywałą radość więźniarek i szaloną wściekłość gestapowców, gdy odkryli drogę ucieczki. Więźniarki dostały się na I piętro pustego budynku dla internowanych (na podwórzu gospodarczym Serbii), do którego dostarczyła im dorobiony klucz strażniczka Pawlakówna i stąd uciekły przez nie okratowane okno po linie zrobionej z mocnych sznurów, przemyconych przez strażniczkę Rozalię Łacińską. W tej wspaniałe zorganizowanej ucieczce pomagały wewnętrzne organizacje podziemne i wyżej wymienione strażniczki polskie.(...)
Po ucieczce z Pawiaka do lipca 1942 r. zajmowała się nasłuchem wiadomości radiowych, na podstawie których opracowywany był biuletyn radiowy. W okresie od IX 1942 do II 1943 dostarczała do Lwowa podziemną prasę wojskową taką jak: „Biuletyn Informacyjny”, „Rzeczpospolitą” i inne wydawnictwa. Od 1943 r. została etatowym pracownikiem Obszaru Warszawskiego AK – będąc łączniczką, przyjęła pseudonim „Kasia”. Zajmowała się organizacją przyjmowania zrzutów. W czasie Powstania Warszawskiego zajmowała się również organizacją przyjmowania zrzutów na terenie Warszawy. W ostatnich dnia Powstania została ranna w głowę. Skierowana została wówczas do pracy w punkcie BIP-u Komendy Głównej AK, gdzie była w sekcji nasłuchu radiowego. Współpracowała tam z Władysławem Bartoszewskim. Po kapitulacji Powstania Warszawskiego uciekła z transportu niemieckiego. W celu nawiązania kontaktów organizacyjnych wyjechała do Krakowa i w Krakowie ponownie nawiązała kontakt z Władysławem Bartoszewskim, który w ramach BIP-u Okręgu Krakowskiego zajmował się redagowaniem codziennego komunikatu radiowego. Za działalność w konspiracji odznaczona została Krzyżem Walecznych.
Swoje wspomnienia z pobytu i ucieczki z Pawiaka zebrała w opracowaniu pt. „UCIECZKA Z PAWIAKA (9 IX 1941 – 16 I 1942)” zawarte w książce „WSPOMNIENIA WIĘŹNIÓW PAWIAKA” Ludowa Spółdzielnia Wydawnicza W-wa 1964r. str. 253-259.
Po latach wojny Jadwiga i Roman powrócili do swego domu w Poznaniu. Co zastali, jak żyli ?
Wspomina o tym p. Renata Linette późniejsza właścicielka domu p. Dreżepolskich. W swym liście do nas pisze :
(...)Stąd pp.Dreżepolscy wysiedleni zostali do Warszawy, a powrócili tu wczesną wiosną 1945r. Nie mogli zająć już całego domu, Urząd Kwaterunkowy parterową część domu przydzielił rodzinie pp. Obrępalskich, którzy w kwietniu przybyli tu z Wilna /6 osób/ i via Uniwersytet Poznański ? p. Zygmunt Obrąpalski był chemikiem i początkowo pracował na naszym Uniwersytecie/ uzyskali przydział do tego domu. Na szczęście współżycie ułożyło się dobrze. Właścicieli i lokatorów łączyła miłość do przyrody – do roślin i ogrodu przy domu.(...)
(...)P. Jadwiga zmarła nagle /zawał, wylew ?/ . Według relacji p. Obrąpalskiej usłyszała ona u siebie na parterze stukot na piętrze, jakby coś gwałtownie upadło na ziemię. Pobiegła na piętro i zastała p. Jadwigę leżącą na podłodze, martwą. P. Dreżepolski leżał wówczas w szpitalu chory.(...)
(...)A pani Ewa – była osobowością niezwykle ciekawą. Po śmierci swego Ojca, gdy już moja rodzina mieszkała na piętrze – przyjeżdżała z okazji Świąt Gwiazdkowych i chyba Wielkanocnych do pp. Obrąpalskich.(...)
(...)Z naszych kontaktów z p. Ewą, które mieliśmy nabywając ten dom, a potem z krótkich spotkań podczas Jej bytności w Poznaniu wyłania się obraz Osoby bardzo inteligentnej, żywej i dowcipnej, a także życzliwej ludziom(...).


Zdjęcie nr 7
Roman Jadwiga i Ewa Dreżepolscy przed swoim domem przy ul. Wojska Polskiego 13 w  Poznaniu /Archiwum autora/

Pani Fortunata Obrąpalska we wspomnianym już wywiadzie Grażyny Banaszkiewicz pt „Cicho i Spokojnie” tak wspomina te pierwsze chwile w Poznaniu:
(...).Mąż z teściem poszli więc rozejrzeć się po mieście. Trafili do PUR, czyli Państwowego Urzędu Repatriacyjnego przy ul. Słowackiego, tam gdzie teraz mieści się Zakład Muzykologii UAM. Wrócili z adresem. Wtedy ta ulica nazywała się Sołacka.
Jakim zastaliście Państwo ten dom?
- Boże, wojsko rosyjskie podczas zdobywania Poznania i oblężenia Cytadeli zrobiło sobie w nim stajnię! Do dzisiaj, gdy się odsłoni dywan, w parkiecie odciśnięte są ślady kopyt! Wtedy był jeszcze smród. Tam, przy drzwiach wejściowych przymocowano deskę, a do niej koryto z pokarmem dla koni (...)
(...)Przed wojną dom należał do państwa Jadwigi i Romana Dreżepolskich. On był dyrektorem Gimnazjum Bergera, ona nauczycielką. Jeszcze przed końcem wojny, wiedząc o tym, że domy są przejmowane i dziko zasiedlane, powrócili z Warszawy. Dom ocaliła dla nich ich gosposia Madzia. Więc kiedy my się tu zjawiliśmy, oni byli już „na swoim”. To byli wielkiej kultury, spokojni ludzie. Od razu się zaprzyjaźniliśmy. Wszelkie wigilie, domowe święta spędzaliśmy razem. Do końca ich życia. Pan Dreżepolski zmarł w 1962r. Zresztą do końca też przyjaźniła się z nami ich córka Ewa, prawnik, która zmarła w Warszawie w 1976r. Bardzo dzielna i bardzo wesoła osoba. 


Zdjęcie nr 8
 Autoportret Romana Dreżepolskiego - fotokopia. /Archiwum autora/


 Zdjęcie nr 9
Roman Dreżepolski 
 /Archiwum autora/

We wspomnieniu pośmiertnym opublikowanym w Kronice Miasta Poznania (Poznań, 1962r). Marian Weigt tak pisze o Romanie Dreżepolskim:
(...)Wytrawny pedagog, o dużej wiedzy, nie ograniczał się do pracy wychowawczej, zajmował się również pracą naukową. W r. 1925 wydał broszurę w języku francuskim pt. „Supplement à la connaissance des eugleniens de la Pologne. W r. 1948 nakładem Polskiej Akademii Umiejętności ukazała się jego druga książka pt. Eugleniny denne. Autor dokonał nowych okryć w tej dziedzinie. Opisując niektóre eugleniny po raz pierwszy. Jego ogród przyległy do domu przy ul. Wojska Polskiego 13 był terenem doświadczalnym, w którym odkrył niejedną tajemnicę przyrody. Jego zainteresowania w naturalnej konsekwencji stworzyły z niego typ humanisty, wrażliwego, emocjonalnie reagującego na zjawiska zewnętrzne. Śpiewając partie drugiego tenora w chórze, odczuwał większą tremę niż sam dyrygent. Czujnym okiem śledził każdy ruch jego pałeczki, by w razie konieczności móc w czas interweniować. Bowiem –Romciu- jak go zdrobniale nazywaliśmy – znał na pamięć całą partyturę chóralną utworu.(...)
(...)Lubił także malować (m. in. własny autoportret), parał się również kompozycją muzyczną, niektóre melodie uzupełniał harmonią na użytek chórów męskich.
Z usposobienia był pogodny, towarzyski pełen humoru i dowcipu. Nie obce mu były troski „echistów”, ich kłopoty rodzinne i zawodowe. Dla każdego miał w zanadrzu radę i uśmiech. Umiał także besztać chórzystów jak uczniaków w szkole za niepunktualność w przybywaniu na lekcje albo za opieszałość w uczęszczaniu na próby chóru.
W „Echu” stworzył nastrój iście rodzinny. Do ostatnich dni swego życia mimo niewątpliwych cierpień, które coraz bardziej dawały mu się we znaki, zachował pogodę ducha i uśmiech na twarzy. Takim go znali „echiści”, takim widzieli dyrygenci, którzy przeszli przez estradę koncertową chóru.
Toteż cmentarz golęciński w dniu jego pogrzebu zapełnił się liczną rzeszą śpiewaczą, delegacjami chórów, przedstawicielami związku, którzy przybyli oddać mu ostatnią posługę. „Echo”, któremu służył przez tyle lat, pożegnało go pieśnią, tą pieśnią, która stała się treścią jego życia.(...)
Pod koniec życia swą działalność w chórze utrwalił we wspomnieniach za które na konkursie zainicjowanym przez Zjednoczenie Polskich Zespołów Śpiewaczych i Instrumentalnych otrzymał pierwszą nagrodę. Wspomnienia te wydane zostały w książce Tadeusza Żeromskiego „Opowieści Entuzjastów” (Warszawa, 1960). Zmarł 16 kwietnia 1962r.


Zdjęcie nr 10
Grobowiec Dreżepolskich w Poznaniu /Z achiwum autora /


Zdjęcie nr 11
Ewa Dreżepolskich w ogrodzie przed domem Poznaniu
 / Z achiwum autora /


 Zdjęcie nr 12
Święta Bożego Narodzenia 1962r. W mieszkaniu pp. Obrąpalskich na parterze w budynku przy ul. Wojska Polskiego 13 w Poznaniu. Siedzi z prawej Ewa Dreżepolska
Z archiwum p. Renaty Linette/

Powojenne losy Ewy Dreżepolskiej opisuje wspomniana wcześniej w swych prywatnych pamiętnikach p. Felicja Feliksa Janina Panak:
(...).Ewa Dreżepolska, moja najbliższa koleżanka z czasów okupacji, była radcą prawnym w Ministerstwie Handlu Wewnętrznego. Dowiedziała się, że w bibliotece nie ma bibliotekarza. Zaproponowała mnie. Byłam u dyrektora departamentu. Rozmowa przebiegła w sympatycznym nastroju, więc byłam pewna, że tam będę pracowała. Złożyłam podanie. Długo nie dostawałam zawiadomienia, więc poszłam do kadr. Kazano mi czekać w poczekalni. Po jakimś czasie drzwi się otworzyły i w drzwiach młody człowiek poinformował mnie, ze podanie moje zostało załatwione odmownie i poradził, abym nie starała się o pracę w żadnej instytucji państwowej, bo nigdzie jej nie dostanę. I zamknął drzwi. Wyjaśnienie przyniosła Ewa.(...)
(...)Ewa dostała pokój w lokalu wybudowanego domu przez jej ministerstwo na Bielanach. Większy pokój zajmowała sekretarka ministra z matką. Po kilku latach sekretarka zaproponowała Ewie inne mieszkanie. Ale Ewa z Bielan nie chciała się wyprowadzić, choć dawano jej kilka mieszkań do wyboru i chciano pokryć koszty przeprowadzki. Sekretarka się wyprowadziła. Ewę straszono, że pokój dostanie małżeństwo z dzieckiem. Ojciec dziecka czy teść lubi wódkę. Jeszcze nim Ewę zaczęto straszyć, zaproponowała, byśmy z nią zamieszkały. Nie miałam ochoty. Ewę kochałam, ale siostra była mi bliższa. I Ewa i Giena nie znały się. Ewa była dość apodyktyczna. Ja sobie z nią radziłam. A siostra? Bałam się, że stracę Ewę. Wolałam więc mieszkanie we Włochach bez wygód i męczącą codzienną jazdą. Już wszystkie nasze znajome mają mieszkania, to może i my wkrótce dostaniemy. Ugięłam się pod wpływem groźby, że Ewę spotka niezasłużona krzywda. Napisałam podanie, była sprawa i mieszkanie, właściwie pokój, nam przydzielono.(...)
(...)Ewa latem wyjechała do Paryża. Wróciła zadowolona, rozradowana pięknem, które tam widziała w architekturze, w muzeach, w rozmowach z ludźmi. 26 września ją aresztowano. Za co? Z jakiego powodu?
Przyszli młodzi ludzie – chłopak i dziewczyna, dokonali gruntownej rewizji. Zabrali wiele książek wydanych prze Instytut Kultury w Paryżu, stosy papierów i ją. Do mnie przyszedł ubek w cywilu. Chciał rozmawiać klasowo. „Ewa zarabia 4200, ja 2000”. – „No tak, ale przecież ona sobie sama nie wyznaczyła takiej pensji. Rząd tak nas ocenia”. I skończyła się rozmowa klasowa.
Wezwano mnie na przesłuchanie do pałacu Mostowskich. Wchodzi się tam jak do jaskini zbójców, słabe światło, ledwo widać wnętrze. Po pracy śledzili mnie, ale niezupełnie. Nie wiedzieli, że byłam pod mieszkaniem Wł. Bartoszewskiego. Ewa zdążyła mi szepnąć „Władek”, więc myślałam, ze mam go ostrzec. Nie było go w domu, był na pogrzebie prof. Herbsta.
Przesłuchujący mnie wiedział, że byłam w Pałacu Kultury i rozmawiałam z Lilką Kadlerówną i Ireną Raczyńską. Powiedziałam mu, że są to Ewy i moje koleżanki z pracy konspiracyjnej i poszłam do nich, aby się naradzić, jak Ewę uratować. Na jego zarzuty odpowiedziałam pytaniem – „ A Pan by nie ratował swego przyjaciela, gdyby go spotkało nieszczęście, nawet gdyby był winien, a ja wiem, że Ewa w niczym nie zawiniła”?
Pytał też o Tadeusza Żenczykowskiego – „Tak, to mój kolega z czasów studiów, on był przewodniczącym a ja sekretarką”. Już przestałam się bać. Ale gdy wyszłam nogi miałam jak z waty. Musiałam usiąść na ławce i odpocząć. Postanowiłam poprosić Prokuratora o zobaczenie się z Ewą. Chciałam, żeby mi wskazała jakiegoś adwokata, który by ją bronił. Długo czekałam pod drzwiami i prawie trzęsłam się ze zdenerwowania. Pomyślałam niech się stanie, co się ma stać, ale już nie wytrzymałam. Zapukałam do drzwi i natychmiast weszłam, nie czekając na zaproszenie. Prokuratorem była kobieta. Powiedziała mi, żebym przyszła za tydzień, będzie mi wtedy mogła powiedzieć coś konkretnego.
Tymczasem lekarka okulistka skierowała mnie na leczenie do szpitala. Denerwowałam się bardzo. I stało się coś niezwykłego. W czwartym dniu pobytu w szpitalu przyszła do mnie Ewa we własnej osobie.
W grudniu 1970 roku E. Gierek został I-szym sekretarzem. Uznał, że społeczeństwo jest już tak wychowane i zjednoczone z partią, że żadne niebezpieczeństwo ze strony Ewy nie zagraża ani partii, ani Polsce. Wtedy wyszli z więzienia Andrzej Czuma i jego współtowarzysze.
Ewa na długo przed aresztowaniem walczyła z ubezwłasnowolnieniem osób w zakładach psychiatrycznych. Tak postąpiono u nas z J. Grzędzińskim. Pisała w tej sprawie listy do różnych działaczy politycznych, czytałam jeden do F. Rakowskiego. Czytałam też jego odpowiedź. Przyznał jej rację, trzeba czekać. Nie chciała czekać, więc gdy pojechała do Francji, swój artykuł dała redaktorom Wolnej Europy. Jak doszło do wiedzy UB., że to ona była autorką ogłoszonego tekstu – nie wiadomo. Szczęśliwie siedziała nie długo.(...)
(...).W 1976 r. umarła Ewa na raka.(...)
Nie poddała się w walce z najeźdźcą niemieckim, nie uległa szykanom Urzędu Bezpieczeństwa, Pokonała Ją nieuleczalna choroba z którą walkę przegrała w 60 –tym roku życia 21.VIII.1976r. Niestety nie doczekała czasów o które nieustannie walczyła przez 36 lat.
Pochowana została na cmentarzu w Wawrzyszewie Na płycie nagrobnej wyryto:

Ewa ps. Kasia
Dreżepolska,
żołnierz AK, więzień Pawiaka,
ur. we Lwowie 5 XII 1914, zm. 21 VIII 1976.
Za działalność w AK odznaczona została Krzyżem Walecznych.
Jak dowiedzieliśmy się ostatnio od p. F. Obrąpalskiej za pośrednictwem p. Renaty Linetty, Ewa Dreżepolska, przed śmiercią nękana przez UB, wycieńczona ciągłymi naświetlaniami, zachowywała pogodę ducha i wolę walki z chorobą. Brakowało jej środków do życia.
Na zdjęciu nr    protokół z obserwacji przez UB  Ewy Dreżepolskiej zwanej w trym protokóle figurantką RZEPA.



Zdjęcie nr 13
Notatka MO  z obserwacji na fig. ps. "Rzepa"
/Odbitka xero w archiwum autora/


Zdjęcie nr 14
 Fragment raportu z obserwacji na fig. ps. "Rzepa" Ewa Dreżepolska z lewej strony
/Odbitka xero w archiwum autora/

 Cóż więc pilny obserwator śledczy melduje:
"Komunikat nr 2 - z obserwacji na fig. ps. "Rzepa"
Prowadząc obserwację za w/w w dniu 17. 5. 1972r. od godz. 7.00 stwierdzono że figurantka o godz 18.55 wyszła z domu niosąc w rękach kubeł śmieci. Po opróżnieniu go powróciła do miejsca zamieszkania. Do godz 20.00 z domu nie wychodziła i na tym obserwację przerwano do dnia następnego,"   


Zdjęcie nr15. Nagrobek Ewy Dreżepolskiej na cmentarzu w Wawrzyszewie
/Archiwum autora/

Zdjęcie nr16
Nagrobek Ewy Dreżepolskiej na cmentarzu w Wawrzyszewie
/Archiwum autora/


Na zakończenie dodać trzeba, że postanowieniem z dnia 11 listopada 2006 r. Ewa Dreżepolska za swoją działalność odznaczona została pośmiertnie KRZYŻEM KOMANDORSKIM ORDERU ODRODZENIA POLSKI, które to odznaczenie przekazaliśmy do Muzeum Powstania Warszawskiego w Warszawie.


Zdjęcie nr 17
Nadany Ewie Dreżepolskiej przez Prezydenta Lecha Kaczyńskiego
 Krzyż Komandorski Orderu Odrodzenia Polski.
Odznaczenie znajduje się w Muzeum Powstania Warszawskiego


Zdjęcie nr 18
Legitymacja odznaczenia
 
We wspomnieniach tych wykorzystaliśmy pozostałe w pamięci informacje rodzinne. Przywołaliśmy również informacje i wspomnienia o rodzinie Dreżepolskich osób z nimi związanych. Wspomnienia te pokazują, jak ciepło i miło rodzina ta zapisała się w pamięci wielu ludzi. Dlatego też, my jako rodzina, wspomnienia te połączyliśmy w całość by zachować w pamięci tę szlachetną rodzinę.
Zakończę więc słowami które wypowiedział Michel Montaigne:
...I można by przeto rzec o mnie, że w książce zrobiłem tylko bukiet z kwiatów innych ludzi i że od siebie dałem tylko sznurek, który je razem związał...”.
W tym miejscu chcielibyśmy gorąco podziękować:
- Pani Renacie Linette z Poznania za wiele niezwykle ciekawych informacji o pp. Dreżepolskich jak również za przekazanie wspaniałej pamiątki rodzinnej pozostawionej przez Ewę Dreżepolską.
- Pani Marii Zawadzkiej z Warszawy za pomoc w uzyskiwaniu materiałów archiwalnych;
- Pani Krystynie Mądrej z Poznania za opiekę nad grobem pp. Dreżepolskich w Poznaniu.
- Panu Andrzejowi Panakowi z Warszawy za udostępnienie fragmentów prywatnego pamiętnika Jego Cioci Felicji Panak oraz zdjęć Ewy Dreżepolskiej i jej rodziców;

niedziela, 13 września 2015

Gratulacje dla p. Teofila Lenartowicza

W ostatnich dniach otrzymałem od p. Teofila Lenartowicza książkę jego autorstwa pt.

 „Sto lat przygody Mielca z lotnictwem” 

w opracowaniu redakcyjnym autora, opracowanie graficzne, skład i druk: Drukarnia Z. Gajek, Mielec. 
Książka wydana została nakładem własnym autora.


Jest to ciekawa pozycja bowiem pokazuje rozwój mieleckiego lotnictwa widziany z perspektywy człowieka, który brał udział w wielu opisywanych wydarzeniach i podchodzi do tematu z wielkim sentymentem.
Jak sam pisze we wprowadzeniu zatytułowanym „Od Autora”
...Jestem od dziecka związany z Ziemią Mielecką, bo stąd pochodzą moje korzenie i jestem uczestnikiem i świadkiem wydarzeń w samym centrum, gdzie się one odbywały. Od lat 50-tych minionego wieku wykonywałem pracę mechanika lotniczego, kontrolera i starszego mistrza w WSK Mielec od montażu samolotów na W-56, następnie W-57 Start, a skończyłem w Serwisie na reklamacjach w latach 80-tych. Spędziłem łącznie około 7-miu lat na zagranicznych kontraktach i reklamacjach. Wydarzenia z autopsji opisuję z perspektywy mechanika lotniczego, a nie pilota, konstruktora, czy nawet inżyniera. Nic więc dziwnego, że moje poglądy na wydarzenia z ostatnich 100 lat mogą odbiegać od innych….”
Ta książka jest również doskonałym przykładem przywiązania autora do Małej Ojczyzny jaką jest Mielec. We wspomnianym wyżej wprowadzeniu pisze o sobie:
...Jestem Mielczaninem z krwi i kości, Mielec jest moją Małą Ojczyzną, a moi przodkowie żyli tu od wieków…”.
Dlatego właśnie książkę tę polecam wszystkim czytelnikom zainteresowanym lotnictwem.