piątek, 6 listopada 2015

Mechanik Konstruktor w okresie II Rzeczypospolitej cz. I

  "Konstruowanie to sztuka ujmowania materiału"

1918 – Jak zaczynała funkcjonować odrodzona Polska

 Poruszając się nieznaną drogą napotyka się często na wiele trudności które, patrząc z perspektywy czasu, wydają się być łatwymi i prostymi do pokonania. A jednak patrząc na podjęte wówczas decyzje, wybrana droga wydaje się być skomplikowaną i mało efektywną. Problem taki jednak zawsze należy widzieć w kontekście sytuacji w jakich decyzje te były podejmowane. Tak właśnie należy spoglądać na problem budowy przemysłu w odrodzonej w 1918 r. Polsce, a w tym budowę maszyn i urządzeń umożliwiających należyty rozwój gospodarczy kraju. Przemysł ten bowiem należało tworzyć od podstaw.
         Po 123 latach zaborów w listopadzie 1918 r. ziemia polska podzielona pomiędzy trzech zaborców zaczęła odradzać się ponownie jako II Rzeczpospolita. Zaborcy na okupowanych ziemiach ograniczali ich rozwój nie inwestując - zwłaszcza w przemysł, który w przyszłości mógłby stanowić zagrożenie dla nich samych. A potem działania wojenne, i przyjęta taktyka ”spalonej ziemi” dopełniły zniszczenia. Pozostałe na tych terenach zakłady przemysłowe zostały przez zaborców zniszczone lub wywiezione. Przemysł zatem należało budować od podstaw. Odbudowa państwa polskiego następowała jednak, jak na tak trudne warunki, bardzo szybko. Działo się tak dzięki ludziom zaangażowanym w odbudowę własnego wreszcie kraju, ludziom pasjonatom wierzącym w efekty swojej pracy dla dobra nowo narodzonej II Rzeczypospolitej.
          Kiedy w Polsce trwały jeszcze polityczne i militarne wzmagania o ustalenie granic, już wówczas rozpocząć się musiała odbudowa kraju i tworzenie pokojowych warunków życia. W tym trudnym początkowym okresie budowy państwa polskiego szczególnie dał się odczuć brak wykształconych technicznie ludzi, z których wielu pracowało wówczas w zagranicznych ośrodkach. Brak było również przemysłu a zwłaszcza przemysłu zbrojeniowego, mechanicznych zakładów przemysłowych takich jak: wytwórnie lotnicze, motoryzacyjne, elektromaszynowe, obrabiarkowe (1) itp. Stan ten trafnie zilustrował minister Eugeniusz Kwiatkowski, gdy po 10 latach od uzyskania niepodległości, w liście do wydawców książki "Dziesięciolecie Polski Odrodzonej Księga Pamiątkowa 1918-1928" tak wspomina sytuację Polski w listopadzie roku 1918r.(2).
     (...)Droga przebyta w ciągu tego pierwszego, najbujniejszego dziesięciolecia, dziesięciolecia przymusowej improwizacji na każdem polu nie może nie napawać wiarą w niespożyte siły twórcze państwa polskiego. Budujemy nową, od podstaw nową Polskę. Tworzymy sztab i armię, koleje i administrację, budujemy fabryki, podnosimy produkcję i konsumpcję, dźwigamy wytwórczość rolną organizujemy państwo i jego stosunek do innych państw, wybijamy nowe drogi u wrót morskich, badamy zawartość wnętrz naszej ziemi, stwarzamy podstawy i kierunki nowego prawa! Ale ponad tem wszystkim stoi zadanie wytworzenia nowego człowieka w Polsce. Człowieka zorganizowanego i zdyscyplinowanego w imię ideałów społecznych i państwowych, człowieka wierzącego w swoje siły, a więc stanowczego odważnego o głębokim poczuciu praw innego człowieka i innych państw, człowieka znajdującego szczęście w swojej pracy i w swym życiu(...). Ale już dziś możemy na wielu polach pracy zbiorowej sądzić, iż pierwsze pokolenie niepodległej Polski pracowało z największym wytężeniem, pełnem samozaparciem dla utrwalenia granitowych fundamentów potęgi państwa i dobrobytu przyszłych w Polsce pokoleń.(...)
     Jednym z dowodów wielkiej woli odrodzonego społeczeństwa polskiego było nadzwyczaj szybkie stworzenie tych gałęzi przemysłu, których powstanie było uniemożliwiane przez świadomą i celową politykę państw zaborczych. Budowa tych gałęzi przemysłu decydowała w zasadniczym stopniu o rozwoju i tempie odbudowy zrujnowanego przez zaborców, a potem wojnę światową kraju. Wiązało się to również z przyjętą doktryną samodzielności polskiej gospodarki, zwłaszcza w przemysłach kluczowych dla jej rozwoju oraz obronności. Dotyczy to w dużej mierze takich przedsięwzięć jak: budowy lokomotyw i wagonów kolejowych, lotniczy, samochodowy , zbrojeniowy czy budowy obrabiarek.
       W cyklu publikacji przybliżyć chcę więc grupę ludzi. zajmujących się tworzeniem w II Rzeczpospolitej konstrukcji mechanicznych, tj konstrukcji, które decydowały w znacznej mierze o rozwoju kraju np.: budowa taboru kolejowego, samolotów, samochodów czy uzbrojenia. Konstrukcja bowiem stanowi podstawowy element w tworzeniu, rozwoju i postępie niemal każdej dziedziny przemysłu maszynowego. Mechanicy konstruktorzy natomiast stanowili intelektualną elitę inżynierską, tworząc postęp w danej branży. Artykuł ten ma więc przedstawić trudny zawód przedwojennego inżyniera mechanika - konstruktora i pokazać go, jako twórcę pasjonata, bardzo mocno związanego ze swym dziełem.

 Kilka spostrzeżeń dotyczących pracy mechanika konstruktora

       Ze względu na spektakularny charakter przemysłu lotniczego czy samochodowego dość dokładnie opisane zostały konstrukcje powstałe w okresie II Rzeczypospolitej a przy tej okazji wspomniane były nazwiska ich głównych twórców – tj. głównych konstruktorów. Np. w lotnictwie nazwisko inżyniera Zygmunta Puławskiego jest znane szerszemu ogółowi – jako twórcy konstruktora słynnej pościgówki P11. Natomiast mało kto zna nazwisko twórcy samolotu np. PZL P23 Karaś inż. Stanisława P. Praussa, czy twórcy-konstruktora świetnych silników lotniczych inżyniera Stanisława Nowkuńskiego. Ale też wielu konstruktorów pozostaje zupełnie nieznanymi, a przecież ich praca była również ważną dla odbudowującej się II Rzeczypospolitej, a tylko dla tego, że dziedzina wiedzy w której się wyspecjalizowali nie była tak atrakcyjna i tak chwytliwa publicznie jak lotnictwo czy przemysł motoryzacyjny. Do takich właśnie dziedzin zaliczyć należy między innymi, przemysł zbrojeniowy, budowy taboru kolejowego czy przemysł budowy obrabiarek. Dlatego też już takie nazwiska jak inż. Kazimierz Zembrzuski / profesor Politechniki Warszawskiej od 1936 roku/ czy inż. Józef Maroszek nie kojarzą się z żadną konstrukcją. A przecież byli to twórcy takich urządzeń jak wspaniały parowóz PT31 /inż. Kazimierz Zembrzuski/ czy karabin przeciwpancerny UR wz. 35 zwany „URUGWAJ” / inż. Józef Maroszek/. W każdej z tych branż biura konstrukcyjne czy jak je wówczas zwano Biura Techniczne były wiodącymi jednostkami organizacyjnymi w zakresie tworzenia, rozwijania i nadzoru wykonawczo-badawczego produkowanego w danym zakładzie wyrobu. Jak wspomniałem nieliczni tylko konstruktorzy znani są z imienia i nazwiska a wykonane przez nich dzieło mało kiedy związane jest z nazwiskiem jego twórcy, a zazwyczaj żyje pod swoją własną nazwą. Jednak w znacznej większości przypadków konstruktor pozostaje osobą anonimową. Stworzony przez niego wyrób uzyskuje najczęściej nazwę firmy która go wykonała, jak to było praktykowane np. w PZL (Państwowych Zakładach Lotniczych) lub uzyskiwał nazwę typu, jak to się działo np. w zakładach budowy parowozów np. OKz-32 (O-osobowy, K-kusy lub krótki, z- układ osi w tym przypadku 1-5-1, 32-rok zatwierdzenia dokumentacji, w tym przypadku 1932r.) opracowany w biurze konstrukcyjnym H.CEGIELSKI SP. AKC. w Poznaniu pod kierunkiem prof. A. Xiężopolskiego. Jednak niektóre firmy zwłaszcza lotnicze oznaczały swoje wyroby nazwą głównego konstruktora, tak np. postępowano w Niemczech czy ZSRR. Znane są przecież powszechnie nazwiska takich konstruktorów niemieckich jak Messerschmitt, Dornier czy Heikel, czy konstruktorów radzieckich by wymienić tylko Jakowlewa i Iljuszyna. Konstruktorzy mechanicy pracują jednak w większości przypadków w cieniu ludzi wykonujących inne spektakularne zawody jak artyści czy sportowcy. W skali ogólnej zawodu inżyniera zauważył to jeden z czołowych polskich filozofów Tadeusz Kotarbiński  (3) pisząc:

      (...)Wszak do tego , aby być publicznie pamiętanym trzeba wyróżnić się w sprawowaniu władzy, pisarstwie, lub w sztukach pięknych, czasem w odkryciach naukowych, jeśli dość efektowne, a z pewnością – choć tu już krótko dystansowo – w sferze sportu wyczynowego. Kto jednak chciałby pamiętać o zasługach poszczególnych inżynierów, nawet bardzo wybitnych (...) Ich miana nie bywają z reguły notowane na giełdzie sławnych ludzi, których nazwiskami chrzci się ulice, i których poczet recytuje się powszechnie dla uzasadnienia chwały narodowej, dla okazania, że nie gorsi jesteśmy od innych.(...)
     Mechanik konstruktor w większości zawodowych biur konstrukcyjnych, czy biur technicznych, pracował w zespole konstrukcyjnym, w którym szef zespołu ponosił główną odpowiedzialność za całość przedsięwzięcia, jednak sukces szefa zespołu jest nierozerwalnie związany z twórczą pracą inżynierów konstruktorów pracujących przy danym projekcie. Dlatego też często jest tak, że rozwiązania konstrukcyjne rodzą się w dyskusji przy desce konstrukcyjnej lub jak to się wielokrotnie zdarzało, na papierowej serwetce przy kawiarnianym stoliku. Konstruktor więc by osiągnąć sukces zaprzątniętą miał głowę rozwiązywanym problemem również i w domu w czasie odpoczynku.


Nr 1 Fragment Biura Konstrukcyjnego C.W.S. w połowie lat dwudziestych. Na rysownicy przekrój  silnika CWS T1. Pierwszy z 

prawej (podparty) inż. Tadeusz Tański, pierwszy z lewej inż. Józef Chaciński, za nim stoi inż. Robert Gabeau. 

/Fotografia i jej opis pochodzą ze zbiorów dr Jana Tarczyńskiego i zamieszczone są w książce J. Tarczyński W. Jeleń"Początki 

Polskiej Motoryzacji Samochody CWS" Wydawnictwa Komunikacji i Łączności – Warszawa 1991 r. str. 34/

 Tak pracę zespołu konstruktorów wytwórni lotniczej DWL produkującej samoloty RWD opisuje jeden z jej wieloletnich pracowników (od 1926r) inżynier Leszek Dulęba (4).
      (...)Prace trójki konstruktorów RWD były prowadzone całkowicie zespołowo. Zarówno o postawieniu celu i wymagań projektowanemu samolotowi, jak i przyjęciu układu, kształtu zewnętrznego całości i zespołów oraz przyjęciu rozwiązań konstrukcyjnych, nawet szczegółów decydowano we wspó1nych dyskusjach. Te zagadnienia absorbowały ich bez reszty. Właściwie ich mózgi pracowały nad tematami lotniczymi bez przerwy, bo nieraz zagadnienia nie rozwiązane do późnych godzin wieczornych i czasu położenia się do snu okazywały się jasne i oczywiste przy rannym wstawaniu. Lotnictwo było celem nadrzędnym, wszystko inne musiało być temu celowi podporządkowane. Naturalnie niezbędne były chwile wypoczynku, gdy świadomość wyłączała się z pracy, ale podświadome poszukiwanie rozwiązania nie ustawało. Zresztą jest to cecha każdej pracy twórczej, która nigdy nie może i nie jest ograniczona do jakichś określonych godzin w ciągu dnia(...)
       Niewielu jednak młodych inżynierów widziało swoją przyszłość w zawodzie konstruktora. Bowiem zawód ten wymagał  specjalnych cech charakteru oraz szczegółowej wiedzy w danej branży. Do zawodu konstruktora najczęściej wciągała młodych inżynierów ciekawość pracy twórczej, chęć rozwiązywania problemów technicznych, powiązana z obserwacją jak ów projekt rodzi się w rzeczywistości warsztatowej, zdobywając przy tym niezbędne doświadczenia i co jest istotą problemu - jak ów skonstruowany przez niego wyrób spełnia postawione przed nim zadania. Niezmiernie istotnym zagadnieniem była również świadomość, jak to się często w tym zawodzie mówiło – pchnięcia techniki kawałek dalej. To pchnięcie techniki wymagało jednak olbrzymiego zaangażowania, któremu nie wszyscy młodzi konstruktorzy dawali rady. Ale i ze strony polskiego przemysłu maszynowego praca konstruktora nie zawsze była należycie doceniana tak pod względem zarobków jak i prestiżu wynikającego ze znaczenia jego pracy dla postępu technicznego. Kim więc byli w II RP owi mechanicy konstruktorzy, często wybitni pasjonaci swego zawodu, bo przecież stworzone przez nich konstrukcje w tak trudnym okresie budowy Państwa Polskiego były niejednokrotnie na światowym poziomie, często konkurencyjne względem rozwiniętego przemysłu zachodniego.
       W okresie międzywojennym wśród inżynierów po zakończeniu studiów można było zaobserwować małe zainteresowanie zagadnieniami konstrukcji. Problem ten był niejednokrotnie poruszany przez przedstawicieli niektórych gałęzi przemysłu, który w okresie wzmożonej koniunktury gospodarczej dość często nie mogli znaleźć wykwalifikowanych konstruktorów.

Nr 2 Ogłoszenie o zapotrzebowaniu na konstruktorów wagonowych. /Ogłoszenie zamieszczone w czasopiśmie "Inżynier Kolejowy" nr 7 str. 209  1927 r./
       Problem ten był na tyle poważny, że poruszany był na Zjazdach Inżynierów Mechaników Polskich i w czasopismach technicznych i tak: O problemie braku konstruktorów w 1937 r. Przegląd Techniczny(5) napisał:
      (...)Małe zainteresowanie zagadnieniami konstrukcji wśród inżynierów po zakończeniu studiów jest faktem nieraz poruszanym ze strony przedstawicieli przemysłu, który obecnie w okresie wzmożonej koniunktury gospodarczej dość często nie może znaleźć wykwalifikowanych konstruktorów w niektórych gałęziach produkcji. Ze zjawiskiem tym spotykamy się nawet w państwach bardzo uprzemysłowionych od dawna.(...)Przyczyny tego stanu rzeczy należy dopatrywać się z jednej strony w niedostatecznym docenieniu roli prac konstrukcyjnych, które często uważane bywają za prace mniej doniosłe w zawodzie inżynierskim. (...)Ze strony samego przemysłu konstruktor i jego praca nie zawsze również są doceniane, jak na to zasługują ze względu na znaczenie dla postępu technicznego. Gdyby chodziło o określenie w jakim stosunku pozostają prace konstrukcyjne do czystych badań naukowych i sztuki, to, biorąc pod uwagę składowe elementy każdego z wymienionych rodzajów twórczości, dojdziemy do wniosku, że mają one wiele elementów wspólnych. Nawet metoda podejścia do prac konstrukcyjnych ma wspólne cechy z metodami czystej pracy naukowej. Cele jednak pracy konstrukcyjnej i naukowej pracy badawczej różnią się znacznie od siebie. Gdy w pierwszej z nich decydującą rolę odgrywa wzgląd opłacalności gospodarczej, to w pracy z zakresu czystej nauki wzgląd taki nie odgrywa żadnej roli(...)
       Natomiast Przegląd Mechaniczny nr 10 z 1937 r  podawał że, na 470 członków SIMP /Stowarzyszenie Inżynierów Mechaników Polskich / na dzień 1. II. 1935 r. 27% tj. 125 stanowili konstruktorzy, natomiast inżynierów warsztatowców było 188 co stanowiło 40% ogółu należących do SIMP inżynierów mechaników. Ale też problem małego zainteresowania młodych inżynierów konstruktorów mechaników polegał na tym, że w początkowym okresie II Rzeczypospolitej konstruktor działał w specyficznych warunkach. Przemysł bowiem nie dysponował lub dysponował w bardzo ograniczonym zakresie, podstawowymi instrumentami w pracy konstruktora to jest: normami rysunku technicznego, katalogami wyrobów podstawowych takich jak wyroby hutnicze np. blachy, pręty, odkuwki, elementy złączne jak śruby, nakrętki, podkładki nity sworznie itp. Konstruktor nie dysponował również dokumentacją archiwalną budowanych urządzeń. Wszystko trzeba było wypracować od podstaw. 


 Nr 3 Próba statyczna samolotu PWS 1. Zdjęcie pochodzi z czasopisma "Lotnik" nr 9 /81/ str 2 z 23 maja 1927 
Konstruktorami pierwszego opracowanego w wytwórni PWS samolotu byli  inż.Zbysław Ciołkosz i inż. Aleksander Grzędzielski. 

     Było też i tak, że inżynierowie mechanicy pracujący w warsztacie często przy zdecydowanie mniejszym zaangażowaniu osobistym zbierali więcej splendoru, i co się z tym wiąże posiadali często znacznie wyższe pobory. Poza tym inżynierom warsztatowym znacznie łatwiej przychodziło zmienić pracę, wyspecjalizowani bowiem byli w problemach warsztatu, które w wielu gałęziach przemysłu są bardzo zbliżone. Konstruktorzy natomiast jako twórcy techniki w danej branży, zmieniając gałąź przemysłu musieli się szczegółowo zapoznać ze stanem techniki w nowej dziedzinie, co wymagało z reguły czasu na "wciągnięcie się" w specyfikę danej branży i powstałe już konstrukcje. Konstruktor by móc wypełniać postawione przed nim zadania winien posiadać również, oprócz olbrzymiej specjalistycznej wiedzy, szczególne cechy osobowości takie jak cierpliwość, dokładność i dociekliwość. Cechy te w połączeniu z twórczym myśleniem, wyobraźnią i przewidywalnością, dawały właściwy efekt konstrukcyjny. Twórcza praca konstrukcyjna zajmuje więc miejsce na granicy szeroko pojętej branżowej wiedzy inżynierskiej np. znajomości konstrukcji parowozów, samolotów czy urządzeń chemicznych, sztuki, np. architektura maszyny jej kształty i kolory, ergonomii związanej z wzajemnym oddziaływaniem człowieka i maszyny, a wszystko to w ścisłym związku z  ekonomią wykonania, a co zatem idzie konkurencyjnością danego urządzenia na rynku. Niezbędnym jednak czynnikiem do wykonania pracy konstruktora jest natchnienie. Na kształt nowego wyrobu ma również olbrzymi wpływ doświadczenie zdobyte przy próbach i eksploatacji wcześniejszych modeli urządzenia. Widać to dobitnie w pracy takiego konstruktora lotniczego jak Stanisław Paweł Prauss twórca słynnego PZL-P23 KARAŚ o którym tak pisze w jednym z komentarzy, w pamiętnikach Stanisława Pawła Praussa - Edward Malak (6).
    (...)W technice lotniczej podobnie jak w innych dziedzinach nauki, wymiana informacji i znajomość aktualnego stanu badań stanowią jedną z podstaw sukcesu projektanta. W skonstruowaniu nowatorskiego samolotu PZL-23 KARAŚ pomogły S. Praussowi nie tylko informacje pochodzące zza oceanu (USA) na temat samolotu Nothropa, lecz i doświadczenia wynikające z pracy w Sekcji Lotniczej przy samolocie Drzewieckiego JD2. St. Prauss latając tym samolotem przekonał się (o czym nie wiedzieli nieznający dolnopłatów wojskowi rzeczoznawcy), że samolot w tym układzie daje pilotowi warunki pracy niewiele gorsze od klasycznych dwupłatów(...)
       Konstruktor konstruując nowy wyrób zdawać sobie musi sprawę, że nową konstrukcją musi odpowiedzieć na światowy stan techniki w danej dziedzinie, lub budując zupełnie nowe urządzenie liczyć się musi z niezbędnymi często kosztownymi badaniami. Zatem konstruktor budując nową maszynę znajduje się zawsze gdzieś pośrodku pomiędzy istniejącym już wyrobem tego typu, a nowym wyrobem o udoskonalonej lub zmienionej budowie np. poprzez wprowadzenie nowych technologii wykonania czy podwyższenie parametrów pracy urządzenia. Dlatego o stopniu nowoczesności urządzenia a zatem, w którym miejscu wspomnianej wyżej drogi, będzie nowe konstruowane urządzenie zdecyduje fakt, ile i jakie nowości wprowadzone zostaną do nowej konstrukcji. Wprowadzenie jednak nowych rozwiązań konstrukcyjnych wymaga często dodatkowych często długotrwałych i kosztownych badań eksploatacyjnych, co pociąga za sobą dodatkowe koszty i ryzyko niepowodzenia, a zatem konieczność dalszego doskonalenia konstrukcji. Można dać tu przykład stawidła zaworowego konstrukcji inżyniera Wiktora Wysłoucha z biura konstrukcyjnego Zakładów Mechanicznych Hipolita Cegielskiego w Poznaniu (HCP) zastosowanego w celach doświadczalnych w parowozie OKI27-112 (7):
(...)Stawidło to „było doskonałe w codziennej eksploatacji, lecz bardzo kłopotliwe przy naprawach(...)
  Dlatego też ze względów ekonomicznych nie przyjęło się, jako rozwiązanie standardowe w parowozach.


 Nr 4. Parowóz OKL27-25.  Zdjęcie pochodzi z czasopisma "Inżynier Kolejowy" nr10 z 1931r. str. 277. Parowóz skonstruowany został przez zespół konstruktorów pod kierunkiem inż. Stanisława Domaniewskiego w biurze konstrukcyjnym Zakładów Hipolita Cegielskiego w Poznaniu w 1927r.

     Stworzona zatem nowa konstrukcja musi być również bardziej ekonomiczna w wykonaniu i eksploatacji jak również wykonana musi być w formie bardziej estetycznej i funkcjonalnej w stosunku do istniejących już produktów. Konstruktor musi wiedzieć jak i w czym jego nowy wyrób konkurować będzie z podobnymi wyrobami na rynku, musi znać i umieć wyczuć trendy rozwoju danej branży techniki, często wbrew obowiązującym w danym czasie poglądom na dany wyrób. By unaocznić ten problem przytoczyć trzeba fragment wspomnień Stanisława P. Praussa dotyczącym prac konstrukcyjnych samolotu PZL 23 Karaś (6).
    (...)Przygotowanie warunków technicznych tego samolotu trwało długo nie tylko z powodu licznych nowych i częściowo kontrowersyjnych zagadnień, ale i uporu użytkowników starszego pokolenia, dla których projekt był za nowoczesny(...)
      Zwyczajem w pracy konstruktora jak wspomniano wyżej było nadzorowanie procesu wykonania prototypu, a spostrzeżenia dotyczące szczegółów konstrukcyjnych niektórych rozwiązań wprowadzane były do dokumentacji konstrukcyjnej stanowiąc postawę późniejszych zmian w dokumentacji w następnych etapach prac konstrukcyjnych.

Miejsce pracy konstruktora  
       Miejscem pracy zawodowego (8) konstruktora było biuro konstrukcyjne zwane wówczas często biurem technicznym. W latach dwudziestych XX w. biura konstrukcyjne w rozwijającym się przemyśle polskim zaczynały znajdować swoje miejsce w twórczej pracy tworzenia urządzeń jak i gromadzenia doświadczeń i wiedzy eksploatacyjnej w określonej branży. Jak problem Biur Technicznych i konstruktorów był wówczas istotnym pokazuje zainteresowanie tym problemem na IV Zjeździe Inżynierów Mechaników Polskich, który odbył się w Warszawie 2-4 V 1930r gdzie referat na ten temat wygłosił inżynier K. Szaniawski z Państwowej Fabryki Karabinów w Warszawie (9) pokazujący istotne problemy z kadrą konstruktorską. Obszerne fragmenty artykułu poniżej :
    (...)W obecnym czasie biuro techniczne uległo gruntownej reorganizacji, związanej z wymaganiami postawionymi przez nowoczesną fabrykację. O ile dawniej do biura technicznego należało wykonanie rysunków zasadniczych (bez tolerancji), projektowanie instalacji fabrycznych, i w małym tylko stopniu projektowanie pomocniczych urządzeń, resztę zaś roboty wykonywało biuro warsztatowe i majstrowie, o tyle teraz biuro techniczne, przekształcone z natury rzeczy w biuro studiów lub biuro przygotowania nowych robót, objęło całokształt czynności, związanych z zaprojektowaniem i uruchomieniem nowych produkcji oraz bieżącą obsługą warsztatu. Przy uruchomianiu w istniejącej fabryce produkcji jakiegokolwiek nowego artykułu, mamy do wykonania następujące etapy robót przygotowawczych:
1) wykonanie rysunków zasadniczych,
2) analiza rysunków pod względem wymiarowym, ustalenie tolerancji i dopuszczalnych luzów,
3) ustalenie planów obróbki mechanicznej,
4) specyfikacja materiałów oraz ustalenie obróbki termicznej,
5) sprawdzenie rysunków zasadniczych przez wykonanie jednego wzorcowego przedmiotu ściśle p/g rysunków zasadniczych,
6) próby działania wykonanego przedmiotu. Ustalenie i usunięcie niedokładności rysunku, oraz zrewidowanie specyfikacji materiałów i przepisów obróbki termicznej.
7) zaprojektowanie uchwytów, narzędzi, sprawdzianów, oprawek do narzędzi i przyrządów fabrykacyjnych,
8) zaprojektowanie i wyznaczenie potrzebnych maszyn i urządzeń.
9) wykonanie zainstalowanie i uruchomienie zaprojektowanych urządzeń,
10) produkcja próbna.
Powyższy plan uruchomienia bywa zazwyczaj stosowany w całej rozciągłości w fabrykach broni, samochodów, maszyn do pisania, do liczenia i do szycia – w ogóle tam, gdzie głównym warunkiem powodzenia jest nadzwyczaj skrupulatne, systematyczne i przemyślane przygotowanie produkcji. Przy uruchamianiu produkcji przedmiotów mniej skomplikowanych, produkowanych w mniejszych seriach lub w pojedynczych sztukach, powyższa kolejność staje się mnie wyraźna, niektóre jej etapy zatracają się, lub są zlekceważone, jednakowoż całość logiczna istnieje nadal, tylko może być wykonywana przez osoby do tego niepowołane, jak to niższy personel techniczny i warsztatowy, a nawet robotniczy. Jeśli fabryka nie posiada odpowiedniego personelu technicznego, powołanego do wykonania powyższych robót, lub jeżeli jak często bywa, nie docenia swego personelu, wierząc tylko w niedoścignione wzory zagraniczne, rezygnuje ona z wykonania powyższych prac i udaje się o pomoc do firm zagranicznych, zawierając odpowiednią umowę licencyjną. (...)Zaangażowanie i wyszkolenie odpowiedniego personelu, dostateczne uposażenie go i zainteresowanie wynikami pracy, zapewni fabryce posiadanie kapitału umysłowego, pozwalającego na szybkie dostosowywanie się produkcji do wymagań rynku, osiągnięcie należytej jakości i taniości wyrobów oraz zwycięskie wyjście z najbardziej ciężkich sytuacyj.(...). Chciałbym przy sposobności poruszyć jedną sprawę, która w znacznym stopniu wstrzymuje dopływ młodych sił technicznych do biur konstrukcyjnych, mianowicie przesąd, jakoby praca na warsztacie była w treści swojej czymś lepszym, czymś bardziej zaszczytnym, niż praca w biurze. Często przy angażowaniu młodych techników spotykamy się z zastrzeżeniem: „Chciałbym pracować na warsztacie – do biura konstrukcyjnego pójdę w braku czegoś lepszego”. Przeglądając chociażby dział ogłoszeń poszukujących pracy w Przeglądzie Technicznym, znajdujemy tam ogłoszenia osób o mniejszej lub większej praktyce warsztatowej, dużo specjalistów naukowej organizacji pracy; konstruktorów nie ma wcale – głównie dlatego, że nie jest to specjalność poszukiwana przez fabryki i popłatna. Wiele pod tym względem zawiniły zarządy fabryk nie ceniąc, a co zatem idzie, nie opłacając należycie personelu swoich biur konstrukcyjnych. A przecież biuro studiów (rozszerzone pojęcie dawnego biura konstrukcyjnego) jest często najbardziej rentownym oddziałem fabryki. (...)Chciałbym jeszcze raz podkreślić, że istnieje u nas dziedzina niedoceniana przez przemysł i zaniedbana przez inżynierów. Jest to dziedzina prac konstrukcyjnych i przygotowawczych. Zapełnienie tej luki, wyzyskanie i na tem polu niewątpliwych zdolności twórczych naszego technika będzie stanowiło o usamodzielnieniu się i lepszej przyszłości naszego przemysłu(...)
      W zakresie etapów prac konstrukcyjnych w zależności od rodzaju fabryki którą obsługuje dane biuro konstrukcyjne tj czy jest to fabryka parowozów, obrabiarek czy urządzeń dla przemysłu chemicznego, można by jeszcze dodać następujące etapy prac konstrukcyjnych:  
Założenia
W wyniku ogłoszonego przetargu, zachodzi konieczność opracowanie oferty. Opracowanie oferty jest szybkie i proste wówczas gdy możliwe jest zaoferowanie maszyny typu już wykonywanego, względnie różniącego się od wykonywanych urządzeń jedynie drobnymi szczegółami. W wymaganiach ofertowych podane są zazwyczaj założenia dla nowej konstrukcji. Gdy wynika z nich, że powstać ma nowy typ urządzenia zagadnienie staje się bardziej skomplikowane. Musi wówczas opracowana zostać na ich podstawie koncepcja nowego urządzenia. W założeniach sprecyzowane są wymagania stawiane nowemu budowanemu urządzeniu, ustalone z uwzględnieniem stanu techniki dla danej branży w kraju i na świecie, możliwości wykonawczych przemysłu realizującego projekt. W założeniach precyzowane są również terminy realizacji przedsięwzięcia.
  Koncepcja, oferta
      Na podstawie założeń opracowywana jest koncepcja urządzenia obejmująca rysunek koncepcyjny maszyny, wstępne obliczenia. W etapie tym powstaje pierwszy rysunek danego urządzenia z rozmieszczeniem poszczególnych zespołów i ich parametrów pracy. Na podstawie koncepcji opracowana może zostać oferta. Biura konstrukcyjne opracowują wiele ofert z których tylko nieliczne udaje się wprowadzić do produkcji. Oferty by była jasna i zrozumiała musi szczegółowo przedstawiać sposób rozwiązania danego problemu. Przy skomplikowanych urządzeniach konieczne staje się opracowanie projektu wstępnego maszyny.
Projekt wstępny
      W wyniku przemyśleń i szkiców wykonanych w ramach etapu założeń i koncepcji realizowany jest projekt wstępny konstrukcji. Etap ten wymaga już wykonania szczegółowych obliczeń i rysunków zestawieniowych całości maszyny z usytuowaniem jej podstawowych zespołów konstrukcyjnych. Całość konstrukcji musi już być w tym etapie pracy szczegółowo przemyślana. Dla pełnej jasności w zakresie konstrukcji maszyny musi więc być wykonane dość dokładne tzw. rozrysowanie nowych zespołów konstrukcyjnych czy też zespołów bardziej skomplikowanych. W tym etapie zazwyczaj konstruktor dostarczyć musi na tyle szczegółowe opracowanie by możliwa była ocena urządzenia pod względem technicznych rozwiązań konstrukcyjnych zastosowanych w budowanym urządzeniu, jego dane techniczno-eksploatacyjne oraz szczegółowa kalkulacja kosztów budowy urządzenia. 
     Opracowując dokumentację wykonawczą danego urządzenia zwrócić należy również szczególną uwagę na wykonaniu dokładnej analizy rysunków pod względem wymiarowym, ustaleniu tolerancji i dopuszczalnych luzów. Sprawdzenie rysunków pod względem wymiarowym, tolerancji, baz i luzów decyduje w znacznej mierze o prawidłowości konstrukcji. W tym właśnie etapie można było przyjrzeć się poszczególnym zespołom urządzenia, sprawdzeniu wymiarów przyłączeniowych, przyjętych pasowań tolerancji itp.Z doświadczeń autora wynika, że często konstruktorzy pracując deska w deskę nad różnymi zespołami jednej maszyny zaniedbują szczegółowych uzgodnień wzajemnego usytuowania i przyłączania poszczególnych zespołów i części co prowadzi do błędów uniemożliwiających montaż urządzenia.
Podane wyżej główne zadania konstrukcyjne przy konstruowaniu nowego urządzenia nie zwalniają konstruktorów z innych obowiązków na nich spoczywających. Do czynności tych zaliczyć należy:
        - nadzór nad realizacją warsztatową wcześniejszych projektów,
        - wprowadzanie na rysunkach zmian i poprawek uzgodnionych podczas wykonywania prototypu maszyny,
        - przygotowywanie na bieżąco ofert na zapytania skierowane od i do producenta,
        - udział w rozmowach z klientami,
        - nadzór nad realizowanym projektem,
Jak widać czas pracy konstruktora jest mocno wypełniony obowiązkami. Dla przykładu przytoczę obciążenie jednego z biur konstrukcyjnych fabryki obrabiarek w latach 1934 - 1937 (10):
    (...)Biuro Techniczne liczyło przeciętnie 6 inżynierów-konstruktorów i około 20 młodych konstruktorów, detalistów i kreślarzy. Przed 3 laty posiadano już 70 opracowanych i wykonanych przez warsztat typów, względnie tzw. typowielkości. W przeciągu trzech lat przybyło 40 całkowicie ukończonych konstrukcji, obejmujących razem około 30 000 sztuk rysunków nie licząc przeróbek; w tym konstrukcji wzorowanych na zagranicznych 9, konstrukcji samodzielnych 31. W chwili obecnej na rysownicach znajduje się 18 nowych typów, w tym (w wykończeniu) 9 typów rożnych frezarek, uzyskanych przez odpowiednie kombinowanie znormalizowanych zespołów, opierających się w dużej mierze na konstrukcji zagranicznej, następnie 4 typy maszyn zupełnie nowej konstrukcji, całkowicie własnej, i 5 typów uzyskanych z przeróbek modeli własnych, już posiadanych, ale wymagających przeciętnie 50% nowych rysunków. W okresie 3-letnim przybyło 320 nowych numerów rysunków. Ofertowych, a więc bez mała tyleż mniej lub więcej rozwiązanych wstępnych projektów, wykonano dalej kilka poważnych ofert krajowych i zagranicznych, dotyczących całkowitego zaopatrzenia w maszyny fabryk o specjalnej produkcji, oraz cały szeregu innych prac, których tu nie wymieniam. Zakładając dla orientacji, że praca wykonywana jest przeciętnie w grupach liczących 4-6 pracowników, przypada rocznie na jedną taką grupę 2-3 nowych projektów, prezentujących 20-30 zestawień warsztatowych i 1500 – 2000 rysunków części (bez części normalnych), dalej niezależnie od tego przypada rocznie na jedną  taką grupę 20 opracowań ofertowych, nie licząc innych prac(...)
Jak wspominał prace konstruktorów lotniczych Ludomił Rajski (11) w swoim opracowaniu „Słowa prawdy o lotnictwie polskim 1919-1939r.”(12)
     (...)Jak mówiłem, młodość i wiek męski samolotu, nie ginącego śmiercią nagłą, trwa ok. siedmiu lat, od chwili powzięcia koncepcji aż do nadejścia starości. Budowa prototypu płatowca (...)trwała przed wojną w warunkach polskich, ok. półtora roku. Fabrykacja serii i zapełnienie eskadr nowym sprzętem trwało również ok. półtora roku. Przez całe te trzy lata ekipa konstruktorów pracowała nad płatowcem. Najpierw tworzyła; potem w miarę doświadczeń ulepszala. Krótki oddech — i ekipa musi brać się do nowego studium, do nowych koncepcji, gdyż technika całego, świata idzie ciągle naprzód. Zespół 30 — 100 ludzi stanowił ekipę konstruktorską płatowca, zależnie od wielkości i trudności płatowca. Mały i prosty płatowiec, wymagał ok. 4.000 rysunków technicznych, duży i wielosilnikowy — ok. 15.000. Wobec tego, rzecz prosta, dążeniem moim było stworzenie tylu ekip konstruktorów płatowców, ilu typów samolotów potrzebowało lotnictwo: myśliwski, bombardujący, towarzyszący, pościgowy (czyli dwusilnikowy myśliwski), liniowy, komunikacyjny i kilka rodzajów szkolnych. Chciałem żeby każda ekipa wyspecjalizowała się w budowie określonego typu płatowca. Dodać należy, że nie stać nas było na budowę dwóch różnych prototypów jednego typu. Budowa prototypu silnika wymaga znacznie większej umiejętności technicznej oraz bogactwa i doboru surowców, niż budowa prototypu płatowca. Wymaga nie tylko zdolnego konstruktora, ale wytrawnego metalurga. Silnik gra nie tylko konstrukcją, ale i surowcem(...)
      Doskonałość natomiast danego urządzenia rodzi się w jego powtarzalności wykonawczej. Każda następna opracowywana wersja maszyny lub urządzenia dzięki pracy mechaników konstruktorów zawartą ma w sobie wiedzę wykonawczo- eksploatacyjną wynikającą z doświadczeń z poprzednimi wersjami maszyny. Dlatego też dokumentacja konstrukcyjna danego urządzenia ciągle „żyje” będąc uaktualniana w ciągu procesu wykonawczego jak i późniejszej eksploatacji. Ludzie i stworzona przez nich dokumentacja są więc podstawą działania każdego biura konstrukcyjnego. Sprawdzona i aktualizowana na bieżąco dokumentacja konstrukcyjna w rozwoju wersji stanowi zawsze dobry podkład pod dalsze nowe typy urządzenia, a konstruktorzy nabywają doświadczenie wykonawczo-eksploatacyjne oraz sprawdzone metody obliczeń poszczególnych elementów. W tym miejscu wspomnieć należy o pracy konstruktorów w przemyśle związanym z obronnością kraju. W okresie międzywojennym w Polsce przemysł związany z obronnością był państwowy lub systematycznie upaństwawiany. W strukturach zarządzania państwa tworzyły się więc założenia w stosunku do poszczególnych rodzajów broni zgodnie z przyjętą strategią.

Rysunek techniczny jako zapis konstrukcji

      Dokumentacja konstrukcyjna jest sposobem zapisu myśli konstruktorów w zakresie budowy lub modernizacji urządzenia. Istota rysunku technicznego polega więc na jednoznacznym potarzam jednoznacznym powszechnie zrozumiałym w kręgach technicznych przedstawieniu konstrukcji urządzenia bez dodatkowych ustnych i dłuższych pisemnych wyjaśnień konstruktora. W latach dwudziestych ubiegłego wieku w rozwijającym się dynamicznie nowoczesnym przemyśle maszynowym torowały sobie drogę dwie podstawowe tendencje w sposobie opracowywania dokumentacji konstrukcyjnej:
1- bardzo starannego wykonywania rysunków technicznych. Stwierdzono bowiem, że czas zużyty na dokładne i szczegółowe wykonanie w biurze konstrukcyjnym rysunku technicznego, zwraca się w trakcie realizacji urządzenia na warsztacie. Staranne i dokładne wykonanie dokumentacji w ewidentny sposób ograniczało z jednej strony zaangażowanie konstruktorów w obsługę warsztatu oraz poprawki i nanoszenie zmian w dokumentacji. Powodowało to też szybszą realizację urządzenia na warsztacie a co zatem idzie niższe koszty. Udoskonalane natomiast systematycznie metody obliczeń pozwalały z dostateczną dla celów praktycznych dokładnością ustalanie wymiarów konstrukcyjnych obciążonych mechanicznie elementów maszyn. Bo przecież zawsze pamiętać trzeba, że sztuka konstruowania polega na umiejętnym i bezpiecznym ujmowaniu materiału.
2- Dysponując szczegółowymi i sprawdzonymi rysunkami konstrukcyjnymi biuro konstrukcyjne przygotowane było do szybkiego stworzenia typoszeregu danej konstrukcji wg spodziewanego zapotrzebowania. Powstawać mogła zatem duża liczba typowych, należycie sprawdzonych rysunków części, a często i zespołów, które można było użyć przy konstruowaniu nowych urządzeń, oraz tworzeniu maszyn i urządzeń nietypowych, przystosowanych ściśle do jednostkowego zapotrzebowania przemysłu.
       Wspomniane wyżej kierunki rozwoju biur konstrukcyjnych spowodowały określony rodzaj zatrudnienia oraz podział prac konstrukcyjnych w określonych tematycznie zespołach. Byli więc prowadzący zespół konstruktorzy zazwyczaj inżynierowie, detaliści do rozrysowywania konstrukcji i kreślarze do „wyciągnięcia” 
tuszem kreślarskim jak się powszechnie to określało wykonanego w ołówku przez konstruktorów rysunku.
       W tamtych czasach dokumentacja konstrukcyjna wykonywana była przez konstruktorów i detalistów na kalce technicznej ołówkiem a następnie wyciągana tuszem przez kreślarzy. Z dokumentacji w formie kalek robione były odbitki na papierze światłoczułym zwane często ozalidowymi. Dokumentacja w takiej właśnie formie przekazywana była na warsztat. Składała się przeważnie z kilkuset rysunków konstrukcyjnych w określonych formatach rysunkowych, opisów dotyczących warunków technicznych wykonania i odbioru oraz dokumentacji opisowej przeznaczonej dla użytkowników urządzenia podających warunki użytkowania i prawidłowej eksploatacji.
      By rysunek techniczny mógł być jednoznacznie przeczytany wymagał określonych zasad jego tworzenia:
- Myśl techniczna zapisana winna być w możliwie najprostszej zgodnie z przyjętym układem rzutów w czytelnej formie, bez zbędnych dodatków z zastosowaniem zwiększających czytelność rysunku uproszczeń, ułatwiających również samą pracę rysunkową. 
- Rysunek wykonany musiał być w odpowiedniej skali, na znormalizowanym arkuszu kalki technicznej z zastosowaniem właściwych rodzajów linii i ich grubości.
       Na jakość pracy konstruktora istotny wpływ ma organizacja jego indywidualnej pracy tj. sposób rysowania i wyposażenie jego stanowiska pracy. Miejsce pracy konstruktora składało się więc z następujących elementów wyposażenia:
- Deski kreślarskiej umożliwiającej rysowanie w pozycji zbliżonej do pionowej. Mechanicy rysowali zawsze w pozycji zbliżonej do pionowej w odróżnieniu od projektantów branży budowlanej, którzy kreślili swoje projekty w pozycji zbliżonej do poziomej. Dla konstruktorów mechaników kreślenie pionowe było zdecydowanie korzystniejsze ponieważ umożliwiało lepszą ocenę całości rysunku, który często zajmował prawie cała powierzchnię rysownicy. Duży szkic lub rysunek zestawieniowy urządzenia często długo przebywał napięty na rysownicy, stanowiąc temat do dyskusji. Niejako zasadą pracy konstruktora było siedząc analizować i obmyślać szczegółowe rozwiązania konstrukcyjne. Rysownica pionowa wyposażona była w mechanizm umożliwiający praktycznie dowolne ustawienie deski do rysowania w granicach ok
800 tj. od prawie poziomej do prawie pionowej. W deskach kreślarskich pionowych stosowane było również precyzyjne prowadzenie węgłownicy czyli głowicy z osadzonymi pod kątem prostym linijkami z możliwością obrotu linijek o kreślony kąt w zakresie od 0 –
900.
 - Rysunek przez konstruktora wykonywany był ołówkiem twardym (4H). Natomiast na równi z ołówkiem ważna była gumka. Jak się w tym fachu mawiało dobry konstruktor równie często marze co rysuje. Wynika to z faktu, że konstrukcja rodzi się na desce konstruktora, i uzyskanie zadowalającego rozwiązania wiąże się z częstą zmianą narysowanych już szczegółów.
- Na wyposażeniu każdego konstruktora znajdował się podręczny zespół norm zwanych wówczas normalami. Normale winny obejmować takie rzeczy jak elementy złączne tj. śruby, nakrętki, kołki, kliny, oraz rączki korbki i kółka, czyli wszystko to co jest normalnym wyposażeniem każdego urządzenia. Szczegółowy zakres normali określany był często w zależności od profilu zakłady produkcyjnego.
- Wyposażenie konstruktora stanowiły również: przybornik kreślarski z różnego rodzaju cyrklami, kroczkami, zerownikami itp., różnego rodzaju linijkami, skalówkami (linijka z różnymi rodzajami skali zwana skalówką znacznie ułatwiająca rysowanie w skali), trójkątami, kątomierzami, krzywkami i innymi elementami ułatwiającymi rysowania. Kreślarze mieli dodatkowo na wyposażeniu różnego rodzaju grafiony, piórka, i przyrządy kreślarskie takie, które zapobiegały podciekaniu tuszu pod linijkę lub ekierkę, że był to wówczas problem ważny niech świadczy fakt, że czasopismo Mechanik z grudnia 1930r. (13) tak pisze:

      (…)Dotychczas używane krzywiki posiadają zasadnicze dwie wady. Jedną z nich jest ta, że krzywik może być bardzo łatwo nieumyślnie przesunięty, co powoduje zamazywanie tylko co nakreślonej linii. Ponieważ krzywik całkowicie przylega do papieru, przeto tusz dostawszy się pod jego boczną ściankę spływa po niej i rozlewa się na rysunku. Jest to druga wada tych krzywików. W miejsce więc zwykłego krzywika bardzo dobrego dla konstruktorów rysujących ołówkami, dla kreślarzy zalecany był krzywik zaopatrzony w trzy ostro zakończone nóżki zapobiegające przesuwaniu się krzywika po kalce i zabezpieczające przed podciekaniem tuszu pod krawędź krzywika(...)


Nr 5 Reklama przyborów kreślarskich zamieszczona w czasopiśmie "Mechanik" 1925 r.



Nr 6 Reklama desek i stołów kreślarskich zamieszczona w czasopiśmie "Mechanik" 1925 r.

- Istotnym i ważnym elementem wyposażenia konstruktora był suwak logarytniczny zwany też suwakiem rachunkowym. Służył on do prowadzenia prostych obliczeń inżynierskich takich jak: mnożenie, dzielenie logarytmowanie, potęgowanie, pierwiastkowanie, obliczenie funkcji trygonometrycznych i innych. Posiadał często dodatkowe skale pozwalające szybko obliczać powierzchnię koła, trzecią potęgę liczby czy jej odwrotność itp. Zbudowany był w formie wydłużonego prostokąta (proporcje ok 1:5) stanowiącego zespół trzech linijek: dwie zewnętrzne połączone ze sobą i linijka środkowa przesuwna względem dwóch pozostałych. 


 Nr 7 Suwak logarytmiczny stosowany powszechnie przez mechaników konstruktorów do obliczeń inżynierskich. /Zdjęcie z archiwum autora/

      Na zewnętrznych linijkach prostokąta prowadzone było ruchome okienko z odpowiednimi znacznikami (kreskami pionowymi) umożliwiającymi obliczenie określonych wartości. Można było na nim wykonywać podstawowe działania matematyczne a to mnożenie, dzielenie podnoszenie do kwadratu i pierwiastkowanie. Wadą suwaka był natomiast brak możliwości wykonywania takich działań jak dodawania i odejmowania. To niewielkie i proste w użyciu urządzenie było niezbędnikiem każdego konstruktora. W zawziętych dyskusjach konstruktorów bardzo często w ręce był suwak logarytmiczny pozwalający bardzo szybko przeliczyć dyskutowane kwestie. Czasami aż trudno w to uwierzyć, że tak proste urządzenie pozwalało tak sprawnie i szybko wykonywać podstawowe obliczenia inżynierskie, z wystarczającą w technice budowy maszyn dokładnością.

Konstruktor obliczeniowiec

     Trudno byłoby nie wspomnieć o jeszcze jednym stanowisku, które w znaczących biurach konstrukcyjnych było bardzo ważne. Było to stanowisko konstruktora obliczeniowca. Z reguły każdy konstruktor podstawowe obliczenia wykonywał samodzielnie. Natomiast bardziej skomplikowane przeliczenia wykonywali konstruktorzy obliczeniowcy. O obliczeniowcach wspomina w swoich pamiętnikach Stanisław Paweł Prauss (6). Leszek Dulęba i Andrzej Glass we wspomnianej już książce "Samoloty RWD" (4) podaje, że w zespole konstruktorów RWD rolę konstruktora obliczeniowca pełnił inżynier Stanisław Wigura:
     (...)Stanisław Wigura brał niestety udział w projektowaniu samolotów tylko od WR-1 do RWD-8. Zginał w wypadku lotniczym wkrótce po odniesieniu wielkiego międzynarodowego tryumfu w zawodach Challenge International des Avions de Tourisme 1932 roku na samolocie RWD-6. Zostawił rozpoczęte obliczenia samolotu szkolnego RWD-8, gotowy był już ogólny układ samolotu, rozpoczynano rysunki warsztatowe i rysunki konstrukcyjne szczegółów Z trójki konstruktorów najwięcej czasu poświęcał obliczeniom samolotu, a zwłaszcza jego obciążeń i wytrzymałości.(…) Po śmierci inż. Stanisława Wigury do zespołu konstrukcyjnego został przyjęty inż. Leszek Dulęba. Oprócz udziału w projektowaniu konstrukcji jego zadaniem było wykonywanie obliczeń aerodynamicznych, osiągów, stateczności, obciążeń i wytrzymałości samolotów, jak również redagowanie całości obliczeń, których fragmenty sporządzali inni konstruktorzy, w ostatecznej formie celem ich złożenia w Instytucie Badań Technicznych Lotnictwa do zatwierdzenia. Obliczenia te cechowały się dużą przejrzystością i systematycznością. Później od samolotu RWD-16 część tej pracy przejął Bronisław Żurakowski.(...)
    Jak wspomniałem wcześniej w każdej niemal dziedzinie konstrukcji, konstruktor dysponować musiał sprawdzonymi metodami obliczeń elementów, których wynik dawał pewność eksploatacyjną urządzenia. W bardziej skomplikowanych przypadkach problem rozwiązywany był przy udziale specjalistów konsultantów z uczelni technicznych lub badany specjalistycznych laboratoriach. Każda nowa konstrukcja zwłaszcza konstrukcja lotnicza wymaga od konstruktorów ostrożnych i rozważnych kroków w zakresie rozwiązań konstrukcyjnych. Nigdy bowiem nie wiadomo czy w zupełnie nowym rozwiązaniu konstrukcyjnym nie wystąpią nowe nieznane zjawiska spowodowane większym obciążeniem konstrukcji, drganiami itp. czy nie wystąpią zjawiska nie do końca poznane i nie wciągnięte jeszcze w rutynę obliczeń wytrzymałościowych. Tak właśnie się stało z nową konstrukcją samolotu RWD 6 wykonaną na Challenge 1932r. 

 Nr 8 Samolot RWD-6 o znakach SP-AHN pilotowany przez Franciszka Żwirkę. Wyraźnie widać jeden zastrzał skrzydła. Samolot ten uległ później katastrofie. Zdjęcie pochodzi z "Archiwum rodziny Rychterów"/archiwa.rychter.com/


Nr 9 Challenge 1932r.Samolot RWD-6 o znakach SP-AHL pilotowany przez Tadeusza Karpińskiego w próbie startu na bramkę
Wyraźnie widoczny jeden zastrzał skrzydła. Zdjęcie pochodzi z "Archiwum rodziny Rychterów"/archiwa.rychter.com/

      Był to samolot konstruowany pod wymagania regulaminu konkursu w trzech egzemplarzach. W lipcu 1932r. podczas demonstracji samolotu przed komisją kwalifikacyjną przez jednego z konstruktorów RWD 6 o  Jerzego Drzewieckiego (samolot o znakach SP-AHM) nastąpiła katastrofa. Oto jak wypadek ten wyglądał w oczach naocznego światka tego zdarzenia Witolda Rychtera (14): 
      (...) W początkach lipca Drzewiecki przyleciał na RWD-6 (SP-AHM) nad lotnisko Mokotowskie w celu przedstawienia samolotu komisji kwalifikacyjnej. Staliśmy wtedy wszyscy przy porcie lotniczym od strony ul. Wawelskiej. Pilot nadleciał nad hangary IBTL[Instytut Badań Technicznych Lotnictwa-od autora] od strony miasta, rozwijając dużą szybkość na wysokości około 20 metrów. Po nadleceniu na pole wzlotów Drzewiecki pociągnął samolot do efektownej świecy. I wtedy zmartwieliśmy z przerażenia. Oto obydwa skrzydła „odmaszerowały”, jak ucięte nożem, a kadłub zawirował dookoła swej osi podłużnej i z pilotem wewnątrz spadł na ziemię uderzając najpierw swą tylną częścią. Zapadła śmiertelna cisza.(…)Drzewiecki przeżył tę kraksę dzięki żelaznej kondycji fizycznej(…)
Katastrofę tę Stanisław P. Prauss podsumował natomias katastrofę tę następująco (6):
      (…)Naturalnie, że powodem katastrofy był błąd konstrukcyjny, dziś jasny i elementarny, ale wtedy dopiero podejrzewany, nie wciągnięty jeszcze w rutynę wymaganych obliczeń konstrukcji. Dziś nazwano to „niedostatecznością skrętną” lub podobnie. Wprawdzie i wtedy wiedziano, że podobne zjawiska występują, w innych dziedzinach wytrzymałości, ale jakoś dopiero jedynie przypuszczano, że mogą wystąpić one i w płatowcach. Dlatego też nie można zarzucać konstruktorom, że tego nie przewidzieli. Pojawia się jednak pytanie, co skłoniło konstruktorów do użycia takiego schematu zaczepienia skrzydła, który z natury rzeczy był podejrzany z punktu widzenia sztywności skrzydła? Jeden zastrzał, zbieżne dźwigary skrzydłowe raczej nasuwały analogię ze skrzydłem jednodźwigarowym. Korzyści z takiej konstrukcji były chyba tylko praktyczne – łatwiejszy dostęp przy wsiadaniu do samolotu, łatwiejsze składanie skrzydeł – obie te cechy mogły tylko w małym stopniu być brane pod uwagę przy punktowaniu w myśl regulaminu. Cały układ robił od początku wrażenie, że jest o wiele mniej sztywny w porównaniu do klasycznego układu dwustrzałowego i dwóch równoległych dźwigarów. To były wrażenia, raczej optyczne, ale... tylko do czasu katastrofy Drzewieckiego. Tu była sprawa jasna, że zachodzi poważna jakaś wada konstrukcyjna, bo o błąd wykonania nie można było podejrzewać (…)
Po wypadku specjaliści z Instytutu Aerodynamicznego Politechniki Warszawskiej oraz obliczeniowcy z DWL Rogalski i Wigura sprawdzili obliczenia wytrzymałościowe płatowca i nie doszukali się błędu. Dlatego też opierając się na przyjętej przez Ministerstwo Komunikacji hipotezie, że (14):
    (…)wypadek nastąpił wskutek samoczynnego, a nagłego przestawienia się statecznika poziomego z położenia normalnego do położenia „ciężki na ogon”. Takie przestawienie się, musiało pociągnąć za sobą gwałtowne zadarcie samolotu, nadmierne przy rozwijanej szybkości obciążenie skrzydeł i ich urwanie. Wprawdzie w kabinie pilota dźwigienka, statecznika znajdowała się w prawidłowym, środkowymi położeniu, ale tłumaczono to możliwością samoczynnego przesunięcia się jej na skutek wstrząsu przy uderzeniu kadłuba o ziemię.(…)
      Mimo, że z ekspertyzą tą nie zgadzano się, dopuszczono do udziału w zawodach pozostałe dwa samoloty RWD 6. Challenge został wygrany przez załogę kapitan pilot Franciszek Żwirko i inżynier pilot Stanisław Wigura. Ale już w czasie ostatniego etapu zawodów tj. w czasie wyścigu na 300 km wystąpiły problemy ze sterowaniem samolotu. Tak oto wspominał to Witold Rychter (14):
      (…)W rozmowach ze Stachem Rogalskim i „Bysiem" Drzewieckim przypomniałem, że kiedyś po powrocie do Warszawy Stach Wigura opowiadał, jak podczas wyścigu na 300 kilometrów, gdy RWD-6 leciał z maksymalną szybkością, obaj lotnicy musieli z całej siły napierać oboma drążkami sterowymi w bok, aby zneutralizować boczne chylenie się samolotu. Początkowo przypuszczano, że przyczyną tego był zwiększony moment obrotowy śmigła, ale od razu wydało się to nonsensem. Jedynym wytłumaczeniem takiego objawu mogło być gięcie się skrzydeł, skręcanie się ich i działanie podobne do działania lotek, którymi trzeba było to skręcanie kompensować. Ale przecież skrzydła były liczone na takie siły skręcające. Więc?(…).
     W niedługim czasie po wygranych zawodach Challenge 11 września 1932r. Samolotem tym (RWD-6 SP-AHN) Żwirko i  Wigura polecieli na zlot do Pragi Czeskiej gdzie przy bardzo złych warunkach meteorologicznych niewiele ponad 10 km. od Cieszyna - na terenie Czechosłowacji oberwały się w samolocie skrzydła i spadli w lesie w miejscowości Cierlicko ponosząc śmierć.
      Ta straszna tragedia która pogrzebała niedawnych bohaterów wydarzyła się prawdopodobnie w wyniku zaniedbań wytwórni DWL a w szczególności braku dociekliwości jej konstruktorów, którzy dopuścili do lotu samolot RWD-6 po trudnych zawodach lotniczych Challenge bez rzetelnej oceny jego stanu technicznego, mimo zgłaszanych wcześniej przez pilotów problemów ze sterowaniem samolotem w locie (15). Zastanawia jednak fakt dlaczego inż Wigura wytrawny konstruktor obliczeniowiec nie zwrócił uwagi na występujące w czasie lotu nieprawidłowości w sterowaniu samolotem i nie doprowadził po przylocie z zawodów do szczegółowych badań konstrukcji i wyjaśnienia tego zjawiska.


 Nr 10 Samolot RWD-6 o znakach SP-AHL. Po zastosowaniu podwójnego zastrzału.  Zdjęcie pochodzi z "Archiwum rodziny Rychterów"/archiwa.rychter.com/
     Przedstawiony tu dość szczegółowo przypadek RWD-6 pokazuje jak wielki sukces konstruktorów może bardzo łatwo przekształcić się w ich porażkę tylko dla tego, że zbagatelizowane zostały pewne przesłanki błędów konstrukcyjnych. Dążeniem każdego konstruktora jest tworzenie coraz to bardziej doskonałych konstrukcji, lecz wchodząc w takie konstrukcje należy zawsze zachować szczególną czujność czy aby w tej konstrukcji nie występują nowe nieznane zjawiska nieopisane szczegółowo matematycznie. Szczególnie widoczne jest to zwłaszcza w konstrukcjach lotniczych. W tym przypadku po wypadku Drzewieckiego szczegółowego dochodzenia przyczyn wypadku nie przeprowadzono, co w konsekwencji doprowadziło do tragicznej katastrofy.
      Próbę odpowiedzi co do przyczyn tej katastrofy podaje Edward Malak w przypisach do książki Stanisława P. Praussa „Z Zakopanego na Stag Lane Wspomnienia konstruktora lotniczego i pilota lata 1910-1970”
(…)Najważniejszą jednak pozostaje kwestia, czy konstrukcja samolotu RWD-6 Żwirki i Wigury po przebytych zawodach mogła już wykazywać ślady odkształcenia, zmęczenia, nadwerężenia. I to takiego, którego w świetle dotychczasowej praktyki konstruktorskiej firmy RWD nie można było zgodnie z wiedzą inżynierską przekonująco wytłumaczyć. Pośrednią odpowiedź w tej sprawie przynosi były członek RWD prof. inż. Leszek Dulęba pisząc: „Porównanie szczątków samolotów Żwirki i Drzewieckiego wykazało; że zniszczenia byty analogiczne: oba miały, rozerwane tylne okucia łączące skrzydło z kadłubem, a w trzecim samolocie, nie zniszczonym [Karpińskiego RWD-6 z Challenge 1932 - E.M.] okucie to było rozciągnięte. Był to najsłabszy punkt konstrukcji”. Reasumując, istnieje prawdopodobieństwo, że przed lotem do Pragi na RWD-6 Żwirki i Wigury tylne okucia także były już częściowo odkształcone i podczas dokładnego przeglądu samolotu zmiana ta powinna być dostrzeżona.(…). 


Uwaga: W cytatach używano pisowni oryginalnej.

1. A. Rummel „Polskie konstrukcje i licencje motoryzacyjne w latach 1922-1980” WKŁ 1985 str. 2. 
2. List inż. Eugeniusza Kwiatkowskiego Ministra Przemysłu i Handlu opublikowany w książce   „Dziesięciolecie Polski Odrodzonej Księga Pamiątkowa 1918-1928”
3. T. Kotarbiński, Słowo wstępne, w:K. Adamiecki, O nauce organizacji, Warszawa 1970
4. Leszek Dulęba, Andrzej Glass "Samoloty RWD", Wydawnictwa Komunikacji i Łączności Warszawa 1983r. str.:24
5. Na podstawie artykułu w . V.D.I nr 13 z 1937r.
6. Stanisław Paweł Prauss "Z Zakopanego na Stag Lane" Wspomnienia konstruktora lotniczego i pilota. Lata 1910 - 1970.
Podał do druku, wprowadzeniem i przypisami opatrzył Edward Malak. Wrocław : Zakład Narodowy im. Ossolińskich, 1996.
7. Bogdan Pokropiński „Parowozy normalnotorowe produkcji polskiej” Wydawnictwa Komunikacji i Łączności WKŁ
8. W odróżnieniu od konstruktorów amatorów budujących swe urządzenia często na podstawie bardzo uproszczonej dokumentacji albo wręcz na podstawie szkiców.
9. Artykuł przedrukowany w miesięczniku technicznym „Mechanik” zeszyt 11-12 (listopad październik 1930r)
10. Inż W. Szymanowski Referat wygłoszony na XI Zjeździe I.M.P. Wydrukowany w Przeglądzie Mechanicznym TOM III – Nr 2 1937r.
11. Ludomił Rajski od marca 1926,szefa Departamentu IV Żeglugi Powietrznej M.S.Wojskowych a następnie mianowany szefem Departamentu przemianowanego następnie na Departament Lotnictwa, później Departament Aeronautyki. W styczniu 1934 awansował na generała brygady. 1 sierpnia 1936 objął nowo utworzone stanowisko dowódcy Lotnictwa, podległego Ministrowi Spraw Wojskowych (w torze pokojowym).
12.Ludomił Rajski „Słowa prawdy o lotnictwie polskim 1919-1939r.”
13.Czasopismo Mechanik XII 1930r.
14.Witold Rychter „Skrzydlate wspomnienia” WKŁ 1980r.

15. Stanisław Paweł Prauss „Z Zakopanego na Stag Lane Wspomnienia konstruktora lotniczego i pilota lata 1910-1970. Podał do druku wprowadzeniem i przypisami opatrzył Edward Malak.



wtorek, 13 października 2015

Siostra Cecylia czyli rodzinne śledztwo genealogiczne dotyczące zakonnicy na starej fotografii



W starym albumie rodzinnym na pierwszym honorowym miejscu znajduje się zdjęcie siostry zakonnej.

 1 Stary album naszej prababci Pauliny 10 Zawada 20 Stenzel

Album założyła prababcia Paulina z córkami. Jest już mocno zniszczony, ale fotografie zachowały się bardzo dobrze. Niestety tylko niektóre były podpisane. Na pierwszej stronie na honorowym miejscu umieszczona została fotografia nieznanej nam siostry zakonnej.
 

2 Kartka z albumu ze zdjęciem nieznanej zakonnicy


3 I jej zdjęcie wyjęte z albumu
Fotografia tej zakonnicy znajduje się jeszcze w innych miejscach albumu. Zaintrygował nas ten fakt. Zadawaliśmy sobie więc pytanie: kto to może być? Rozpoczęliśmy poszukiwania celem wyjaśnienia historii tajemniczego zdjęcia. Zaczęliśmy od próby ustalenia, do jakiego zakonu należała zakonnica z fotografii. Nie było to łatwe, ponieważ ubiory zakonnic od tego czasu zmieniały się. Dzięki siostrze Lucylli, archiwistce z zakonu Sióstr Prezentek w Krakowie, udało się ustalić, że zakonnica z fotografii to siostra z zakonu Nazaretanek.
  4 I jeszcze jedna karta z albumu ze zdjęciem nieznanej zakonnicy


 5 i 6 Tajemnicze zdjęcia zakonnic wyjęte z albumu
 Kolejnym krokiem była zatem wizyta u Sióstr Nazaretanek w Krakowie i kontakt z siostrą archiwistka Danutą. I tutaj spotkało nas wielkie zaskoczenie – siostra Danuta, trzymając po raz pierwszy zdjęcie z naszego albumu, stwierdziła: „ta twarz nie jest mi obca”. Zabrała nasze zdjęcie, aby porównać je ze zdjęciami które posiadają w swoim archiwum. Okazało się, że przypuszczenia siostry Danuty są prawdziwe. W swoich albumach odnalazły bez trudu naszą zakonnicę z albumu. W archiwum sióstr Nazaretanek nasza zakonnica figuruje pod nazwiskiem Cecylia Sadowska. 
7 Siostra Danuta w towarzystwie autorki
W krakowskim archiwum Sióstr Nazaretanek znalazła się tylko wzmianka, że s. Cecylia urodziła się w roku 1854, a wstępując do zakonu przeszła z wyznania protestanckiego na katolicyzm. Siostry odnalazły również odpis listu ówczesnej przełożonej do s. Sadowskiej w którym pisze, „aby nie martwiła się o dziewczynki” (chodziło tu o trzy bratanice siostry Cecylii: Zofię, Martę i Janinę Stenzlówne córki z drugiego małżeństwa naszej prababci). Nam nazwisko Sadowska nic nie mówiło. Dalsze wiadomości dotyczące s. Cecylii siostry Nazaretanki przywiozły nam z archiwum Zgromadzenia Sióstr Najświętszej Rodziny z Nazaretu z Rzymu: „Siostra Cecylia Od Pięciu Ran Pana Jezusa (Sadowska Elżbieta) urodziła się 5 lutego 1854 r. w Lanckoronie ( Galicja). Wstąpiła do zakonu 1 listopada 1884 r. w Krakowie. 24 grudnia 1884 r. wyjechała do Rzymu. Wieczyste śluby złożyła 22 kwietnia 1891 r. w Rzymie. Zmarła 17 stycznia 1925 r. w Rzymie i tam też została pochowana na cmentarzu Campo Verano, w grobowcu Sióstr Nazaretanek. Rodzice Rudolf i Maria Stalińska”

 8 Cmentarz Campo Verano w Rzymie grobowiec Sióstr Nazaretanek.
Tu już rozwiązała się nasza zagadka. Wprawdzie przy Rudolfie nie było nazwiska, ale byliśmy pewni, że chodzi o Rudolfa Stenzla czyli ojca drugiego męża naszej prababci Pauliny. 

 7 Rudolf Stenzl ojciec Franciszka i Eleonowy późniejszej s. Cecylii - zdjęcie z albumu rodzinnego
Aby wyjaśnić sprawę do końca, pojechaliśmy do kancelarii parafii  rzymskokatolickiej w Lanckoronie, w celu sprawdzenia informacji dotyczących urodzenia siostry Cecylii. W księdze chrztów t. 5, str. 145, nr 16 widnieje nazwisko Eleonora Stenzel – ojciec Rudolf, matka Maria Stalińska. Imiona rodziców i nazwisko rodowe matki były identyczne z informacją sióstr Nazaretanek. Archiwa zdradziły nam jeszcze jedną istotną wiadomość, Eleonora Stezel mając 9 lat zapisana została w roku szkolnym 1862/63 do szkoły przy zakonie Świętej Klary w Krakowie mieszczącej się wówczas przy ul. Grodzkiej 54. Mając 30 lat wstąpiła jako protestantka do zakonu Sióstr Nazaretanek występując  pod nazwiskiem Elżbieta Sadowska. Wstępując do zakonu przyjęła natomiast imię siostra Cecylia Od Pięciu Ran Pana Jezusa. Prawdopodobne jest zatem, że wychodząc za mąż przyjęła nazwisko męża oraz przeszła na protestantyzm. Imię Elżbieta używała zapewne w życiu codziennym. Prawdopodobne jest również, że wydarzyło się w jej życiu jakieś szczególnie istotne wydarzenie które skłoniło ją do wstąpienia do zakonu. 
Niedawno natrafiłam na książkę Marii Ireny Kwiatkowskiej „Groby Polskie na cmentarzach Rzymu” (Warszawa, 1999) gdzie została opisana cała działalność siostry Cecylii w Zakonie Nazaretanek. W Chicago prowadziła ochronkę, w Londynie założyła fundację, w Paryżu pracowała jako wychowawczyni pensjonarek. W Rzymie opiekowała się do ostatnich chwil ciężko chorą Matką Franciszką Siedliską, założycielką Zgromadzenia Sióstr Nazaretanek, która 23 kwietnia 1989 r. została beatyfikowana w Gdyni przez papieża Jana Pawła II. Życie w zakonie prowadziła wg reguły opracowanej przez Franciszkę Siedliską, nakazującą nazaretankom łączenie życia kontemplacyjnego z życiem czynnym trudniąc się opieką, wychowaniem i nauczaniem dzieci i młodzieży oraz pracą w szpitalach i domach starców. Taką pracę pełniła też siostra Cecylia przez całe swoje życie zakonne.
W całej opisanej historii poszukiwań informacji o zakonnicy ze starego zdjęcia najważniejszą rolę odegrała s. Danuta ze Zgromadzenia Najświętszej Rodziny z Nazaretu w Krakowie, bo dzięki jej spostrzegawczości mogliśmy opisać tę historię, za co jej serdecznie dziękujemy.
8 i 9 Rewersy zdjęć 3 i 6 z opisem dokonanym przez siostrę Danutę
 Stary album rodzinny założony został po śmierci Franciszka Stenzla drugiego męża Pauliny. Zapewne Paulina i jej córki zafascynowane były życiem i działalnością siostry Cecylii dlatego też umieściły zdjęcie jej na pierwszym honorowym miejscu w albumie.
Dochodzenie genealogiczne przeprowadziła i artykuł napisała

Maria Jakubec.

poniedziałek, 14 września 2015

Zwykła rodzina

czyli jak na patriotyzmie i pasji zbudowany został trwały fundament rodziny

Mijają lata, czas zaciera wiele faktów z codziennego życia. Mozolna praca dnia codziennego, składająca się na dobro rodziny i państwa uchodzi w zapomnienie. A jednak warto czasami przypomnieć historię zwykłej rodziny, której codzienne życie nie wyróżniało szczególnie spośród wielu innych rodzin, a jednak zasługuje na chwilę wspomnienia.
Taką właśnie rodziną byli Jadwiga i Roman Dreżepolscy z córką Ewą. Cóż zatem ich wyróżniało?
Historia tej rodziny bierze swój początek w Galicji, we Lwowie. Roman urodził się w rodzinie inteligenckiej 15 października 1885r. we Lwowie jako syn Aleksandra, urzędnika z Galicji i Wandy. Jego ojciec był flecistą amatorem, członkiem Galicyjskiego Towarzystwa Muzycznego, matka natomiast obdarzona była pięknym głosem. Wychowywał się więc w muzycznej atmosferze, Ta panująca w domu atmosfera spowodowała, że muzyka stała się jego pasją do końca życia. Kształcił się jednak w kierunku pedagogicznym, uczęszczając do seminarium nauczycielskiego we Lwowie. Tam też, w chórze szkolnym, stawiał pierwsze kroki w muzyce chóralnej. Zafascynowany muzyką dokształcał się pobierając lekcje śpiewu u S. Bursy. W 1902 zdał maturę i rozpoczął studia biologiczne na Uniwersytecie Lwowskim. Rozwijał dalej swoją pasję muzyki chóralnej, wstępując do Lwowskiego Chóru Akademickiego. Był członkiem zarządu chóru, później objął stanowisko prezesa. Po ukończeniu studiów i uzyskaniu stopnia doktora podjął pracę jako nauczyciel w okolicach Lwowa.
Jadwiga, przyszła żona Romana, urodziła się 10 kwietnia 1884r. jako córka notariusza z Galicji, Antoniego Grotowskiego i Adeli z domu Statkiewicz.
Ojciec Jadwigi - Antoni Grotowski szybko umarł. Adela pozostała sama z czwórką dzieci. W tym trudnym okresie życia pomógł im ksiądz profesor Jan Fijałek, krewny jej zmarłego męża. Jan Fijałek był wówczas profesorem na Uniwersytecie Lwowskim, prowadził katedrę Historii Kościoła na wydziale Teologicznym. Adela wraz z dziećmi przyjechała do Lwowa i zajęła się prowadzeniem domu księdzu profesorowi Janowi Fijałkowi.
W takiej to sytuacji rodzinnej poznali się Roman i Jadwiga. W 1912r. Ksiądz profesor Jan Fijałek objął katedrę Historii Kościoła na Uniwersytecie Jagiellońskim w Krakowie. Do Krakowa przeniosła się również Adela Grotowska. Roman i Jadwiga prawdopodobnie właśnie w Krakowie wzięli ślub. Córka ich Ewa urodziła się 05 grudnia 1914 r. we Lwowie.
Po zakończeniu Pierwszej Wojny Światowej i uzyskaniu przez Polskę niepodległości Dreżepolscy w 1919 r. przenieśli się do Poznania, który stał się ich drugim miastem rodzinnym. Roman podjął pracę pedagogiczną najpierw w Gimnazjum Marii Magdaleny a następnie w Gimnazjum Bergera na stanowisku dyrektora. Jadwiga również podjęła pracę pedagogiczną. Znani byli ze swego zaangażowania pedagogicznego; wspomina o nich Zdzisław Zakrzewski w Książce ”Przechadzki po Poznaniu” (PWN, Warszawa – Poznań 1983) pisząc:
(...)Pierwszym polskim dyrektorem Gimnazjum Bergera był za mej pamięci starszy wiekiem, nieco przygarbiony doktor filozofii Józef Kniat a jego następcą – doktor Roman Dreżepolski, - przyrodnik(...)
Jadwigę zaś wspomina:
(...)w nieistniejącym już, dawnym domu pod piątym mieściła się Prywatna Szkoła Przygotowawcza im. Kopernika.(...)
i dalej:
(...)Od Bożego Narodzenia roku 1920 a więc już w klasach drugiej i trzeciej, a nie jak dawniej w oktawie i septymie wystawiała świadectwa szkoła polska, kierowana przez Jadwigę Dreżepolską(...)


 














Zdjęcia nr1 i  nr2   Dom Dreżepolskich w Poznaniu przy
 ul. Sołackiej13  /obecnie ul. Wojska Polskiego 1
/ archiwum autora/

Do Poznania przybyło również wiele osób ze Lwowa, związanych z Lwowskim Chórem Akademickim.  Z tymi dobrze sprawdzonymi przyjaciółmi Roman postanowił zawiązać Chór Męski „ECHO”. Nazwę tę zaproponowali byli członkowie lwowskiego „ECHA”. Roman zasiadł w zarządzie tego chóru i był duszą tego zespołu. Od 1933r. był jego prezesem, a niedługo przed śmiercią w 1960r. został uhonorowany tytułem prezesa honorowego. 





 

















 Zdjęcia nr 3 i nr 4 Roman Dreżepolski /siedzi drugi od prawe/ wraz z członkami chóru. Na odwrocie zdjęcia widoczny po prawej stronie wyraźny podpis Romana Dreżepolskiego. Zdjęcie pochodzi z archiwum p. Renaty Linette.







W Poznaniu Jadwiga i Roman mieszkali początkowo przy ul. Podolskiej 21, potem kupili dom przy ówczesnej ul. Sołackiej 13 ( po wojnie ul. Wojska Polskiego 13)
Oprócz zamiłowania do muzyki chóralnej Roman zajmował się pracą naukową w zakresie biologii. Ogród przyległy do domu stał się jego trenem doświadczalnym.
Po śmierci prof. Jana Fijałka w 1936 r., Adela Grotowska, matka Jadwigi przyjechała do nich do Poznania gdzie zmarła w czerwcu 1939 r.


Zdjęcie nr5.
Jadwiga Dreżepolska z uczniami /siedzi po lewej stronie/
Zdjęcie pochodzi ze zbiorów p. Mieczysława Koniecznego ucznia Jadwigi Dreżepolskiej w latach 1926-1929 

W takiej to atmosferze rodzinnej wychowywała się ich córka Ewa. Na przemian muzyka i biologia, biologia i muzyka kształtowały jej charakter, wyrabiając w niej dużą wrażliwość na otaczające środowisko. Ukończyła jednak studia prawnicze.



Zdjęcie nr 6.
Portret olejny Jadwigi Dreżepolskiej autor Irena Łuczyńska Szymanowska.
Płótno o wymiarach 1,3x1,5 m. Portret wykonano w czasie pobytu artystki w Krakowie
/W zbiorach rodzinnych/   

Rozpoczęła się Druga Wojna Światowa. Ewa podjęła zaraz działalność w konspiracji.
Pani Fortunata Obrąpalska w wywiadzie Grażyny Banaszkiewicz pt. „Cicho i Spokojnie” (Sołacz - Kronika Miasta Poznania 1999 – 3) tak wspomina Ewę :
(...)Opowiadano nam jak uciekła stąd przed Niemcami, którzy przyszli ją aresztować za działalność konspiracyjną. Usłyszała, że o nią pytają, pobiegła do góry na strych, po rynnie przeszła do sąsiadów. Od nich dostała pieniądze i ubranie na ucieczkę do Warszawy.(...)
Z Poznania w 1939 r. Dreżepolscy zostali wysiedleni. Udało im się przedostać do Warszawy. Również i tam z innymi „echistami” Roman zorganizował zakonspirowany w mieszkaniach prywatnych chór.
Także w Warszawie Ewa podjęła dalszą walkę w konspiracji. Tak wspomina swoje poznanie z Ewą w swoich prywatnych pamiętnikach p. Felicja Feliksa Janina Panak:
(...)Heniek jest przygnębiony. Przeżył klęskę swej armii i stracił przyjaciela. Proponuje, byśmy słuchali radia, usłyszane wiadomości pisali na maszynie i przekazywali znajomym. Ale ja chcę się trochę rozejrzeć, zobaczyć, co robią inni. Przyszła Irena Szydłowska – już działa, otworzyła pralnię PCK, zatrudniła żony oficerów, w pokoju przy pralni spotykają się konspiratorzy, rozdziela się tajną prasę – i namawia mnie, byśmy pisały odezwy. Zgodziłam się. Poszłam z nią na zebranie do mieszkania prof. Poniatowskiego. Spotkałam tam wielu znanych mi działaczy. Poznałam Ewę Dreżepolską i wciągnęłam ją do pisania listów, a ona wciągnęła do tej pracy swego znajomego władającego językiem niemieckim. Heniek nawiązał kontakt z wojskową władzą podziemną. Tadzik ma organizację w szkole.(...)

Taki był początek znajomości Ewy z siostrami Panak, znajomości, a potem przyjaźni, która trwała aż do jej śmierci.
Od pierwszych dni wojny podjęła pracę w podziemnej prasie konspiracyjnej jako redaktorka i łączniczka. Pracowała między innymi w redakcji codziennego biuletynu informacyjnego ISKRA, pisma codziennego DZIEŃ, w DZIENNIKU RADIOWYM.
Wykonując swą konspiracyjną działalność została aresztowana i osadzona w więzieniu na Pawiaku. Tak pisze Regina Romańska w książce „PAWIAK Więzienne Gestapo Kronika 1939-1944” (Książka i Wiedza, Warszawa 1978r.)
Rok 1941
(...)9 IX
Aresztowano wiele osób z redakcji i kolportażu konspiracyjnego pisma „Dzień” Między innymi zatrzymani zostali: Ewa Dreżepolska,(...)
Rok 1942
(...)16 I
Przez budynek administracyjny, przeznaczony dla internowanych, obecnie pusty, uciekły dwie więźniarki zatrudnione w pralni, Ewa Dreżepolska i Teofila Ullowa, oraz więźniarka pełniąca funkcję korytarzowej, Elżbieta Kwiatkowska (prawdziwe nazwisko Zofia Przybytkowska). Budynek ten miał nie zakratowane okna wychodzące na ul. Dzielną. Więźniarki posłużyły się podrobionymi kluczami. W ucieczce pomagała polska strażniczka Stanisława Pawlakówna. Po tej ucieczce na Serbii wstrzymano na jeden dzień wydawanie posiłków.(...)
O ucieczce tej wspomina również Anna Czuperska-Śliwicka w książce „Cztery lata ostrego dyżuru”. Wspomnienia z Pawiaka 1940 – 1944 (Czytelnik 1968r). pisząc :
(...)Dnia 16 I 1942r. w godzinach wieczornych nastąpiła brawurowa ucieczka 3 młodych kobiet z Serbii. Udział w niej brały Elżbieta Kwiatkowska, Ewa Dreżepolska i Teofila Ullowa – wszystkie obciążone ciężkimi sprawami. Elżbieta Kwiatkowska (prawdziwe nazwisko Zofia Sroszyńska, obecnie Przybytkowska), członek KOP, aresztowana 7 III 1941 r., podczas przesłuchania w Gestapo była straszliwie katowana. Przydzielona na funkcję korytarzowej I oddziału, pracowała z pełnym oddaniem jako łączniczka wewnętrznej konspiracyjnej komórki więziennej. Ewa Dreżepolska i Teofila Ullowa, obie z Agencji Radiowej, przydzielone po pewnym czasie do „czarnej” pralni, pracowały również w łączności więziennej.
Ucieczka tych trzech odważnych kobiet wywołała niebywałą radość więźniarek i szaloną wściekłość gestapowców, gdy odkryli drogę ucieczki. Więźniarki dostały się na I piętro pustego budynku dla internowanych (na podwórzu gospodarczym Serbii), do którego dostarczyła im dorobiony klucz strażniczka Pawlakówna i stąd uciekły przez nie okratowane okno po linie zrobionej z mocnych sznurów, przemyconych przez strażniczkę Rozalię Łacińską. W tej wspaniałe zorganizowanej ucieczce pomagały wewnętrzne organizacje podziemne i wyżej wymienione strażniczki polskie.(...)
Po ucieczce z Pawiaka do lipca 1942 r. zajmowała się nasłuchem wiadomości radiowych, na podstawie których opracowywany był biuletyn radiowy. W okresie od IX 1942 do II 1943 dostarczała do Lwowa podziemną prasę wojskową taką jak: „Biuletyn Informacyjny”, „Rzeczpospolitą” i inne wydawnictwa. Od 1943 r. została etatowym pracownikiem Obszaru Warszawskiego AK – będąc łączniczką, przyjęła pseudonim „Kasia”. Zajmowała się organizacją przyjmowania zrzutów. W czasie Powstania Warszawskiego zajmowała się również organizacją przyjmowania zrzutów na terenie Warszawy. W ostatnich dnia Powstania została ranna w głowę. Skierowana została wówczas do pracy w punkcie BIP-u Komendy Głównej AK, gdzie była w sekcji nasłuchu radiowego. Współpracowała tam z Władysławem Bartoszewskim. Po kapitulacji Powstania Warszawskiego uciekła z transportu niemieckiego. W celu nawiązania kontaktów organizacyjnych wyjechała do Krakowa i w Krakowie ponownie nawiązała kontakt z Władysławem Bartoszewskim, który w ramach BIP-u Okręgu Krakowskiego zajmował się redagowaniem codziennego komunikatu radiowego. Za działalność w konspiracji odznaczona została Krzyżem Walecznych.
Swoje wspomnienia z pobytu i ucieczki z Pawiaka zebrała w opracowaniu pt. „UCIECZKA Z PAWIAKA (9 IX 1941 – 16 I 1942)” zawarte w książce „WSPOMNIENIA WIĘŹNIÓW PAWIAKA” Ludowa Spółdzielnia Wydawnicza W-wa 1964r. str. 253-259.
Po latach wojny Jadwiga i Roman powrócili do swego domu w Poznaniu. Co zastali, jak żyli ?
Wspomina o tym p. Renata Linette późniejsza właścicielka domu p. Dreżepolskich. W swym liście do nas pisze :
(...)Stąd pp.Dreżepolscy wysiedleni zostali do Warszawy, a powrócili tu wczesną wiosną 1945r. Nie mogli zająć już całego domu, Urząd Kwaterunkowy parterową część domu przydzielił rodzinie pp. Obrępalskich, którzy w kwietniu przybyli tu z Wilna /6 osób/ i via Uniwersytet Poznański ? p. Zygmunt Obrąpalski był chemikiem i początkowo pracował na naszym Uniwersytecie/ uzyskali przydział do tego domu. Na szczęście współżycie ułożyło się dobrze. Właścicieli i lokatorów łączyła miłość do przyrody – do roślin i ogrodu przy domu.(...)
(...)P. Jadwiga zmarła nagle /zawał, wylew ?/ . Według relacji p. Obrąpalskiej usłyszała ona u siebie na parterze stukot na piętrze, jakby coś gwałtownie upadło na ziemię. Pobiegła na piętro i zastała p. Jadwigę leżącą na podłodze, martwą. P. Dreżepolski leżał wówczas w szpitalu chory.(...)
(...)A pani Ewa – była osobowością niezwykle ciekawą. Po śmierci swego Ojca, gdy już moja rodzina mieszkała na piętrze – przyjeżdżała z okazji Świąt Gwiazdkowych i chyba Wielkanocnych do pp. Obrąpalskich.(...)
(...)Z naszych kontaktów z p. Ewą, które mieliśmy nabywając ten dom, a potem z krótkich spotkań podczas Jej bytności w Poznaniu wyłania się obraz Osoby bardzo inteligentnej, żywej i dowcipnej, a także życzliwej ludziom(...).


Zdjęcie nr 7
Roman Jadwiga i Ewa Dreżepolscy przed swoim domem przy ul. Wojska Polskiego 13 w  Poznaniu /Archiwum autora/

Pani Fortunata Obrąpalska we wspomnianym już wywiadzie Grażyny Banaszkiewicz pt „Cicho i Spokojnie” tak wspomina te pierwsze chwile w Poznaniu:
(...).Mąż z teściem poszli więc rozejrzeć się po mieście. Trafili do PUR, czyli Państwowego Urzędu Repatriacyjnego przy ul. Słowackiego, tam gdzie teraz mieści się Zakład Muzykologii UAM. Wrócili z adresem. Wtedy ta ulica nazywała się Sołacka.
Jakim zastaliście Państwo ten dom?
- Boże, wojsko rosyjskie podczas zdobywania Poznania i oblężenia Cytadeli zrobiło sobie w nim stajnię! Do dzisiaj, gdy się odsłoni dywan, w parkiecie odciśnięte są ślady kopyt! Wtedy był jeszcze smród. Tam, przy drzwiach wejściowych przymocowano deskę, a do niej koryto z pokarmem dla koni (...)
(...)Przed wojną dom należał do państwa Jadwigi i Romana Dreżepolskich. On był dyrektorem Gimnazjum Bergera, ona nauczycielką. Jeszcze przed końcem wojny, wiedząc o tym, że domy są przejmowane i dziko zasiedlane, powrócili z Warszawy. Dom ocaliła dla nich ich gosposia Madzia. Więc kiedy my się tu zjawiliśmy, oni byli już „na swoim”. To byli wielkiej kultury, spokojni ludzie. Od razu się zaprzyjaźniliśmy. Wszelkie wigilie, domowe święta spędzaliśmy razem. Do końca ich życia. Pan Dreżepolski zmarł w 1962r. Zresztą do końca też przyjaźniła się z nami ich córka Ewa, prawnik, która zmarła w Warszawie w 1976r. Bardzo dzielna i bardzo wesoła osoba. 


Zdjęcie nr 8
 Autoportret Romana Dreżepolskiego - fotokopia. /Archiwum autora/


 Zdjęcie nr 9
Roman Dreżepolski 
 /Archiwum autora/

We wspomnieniu pośmiertnym opublikowanym w Kronice Miasta Poznania (Poznań, 1962r). Marian Weigt tak pisze o Romanie Dreżepolskim:
(...)Wytrawny pedagog, o dużej wiedzy, nie ograniczał się do pracy wychowawczej, zajmował się również pracą naukową. W r. 1925 wydał broszurę w języku francuskim pt. „Supplement à la connaissance des eugleniens de la Pologne. W r. 1948 nakładem Polskiej Akademii Umiejętności ukazała się jego druga książka pt. Eugleniny denne. Autor dokonał nowych okryć w tej dziedzinie. Opisując niektóre eugleniny po raz pierwszy. Jego ogród przyległy do domu przy ul. Wojska Polskiego 13 był terenem doświadczalnym, w którym odkrył niejedną tajemnicę przyrody. Jego zainteresowania w naturalnej konsekwencji stworzyły z niego typ humanisty, wrażliwego, emocjonalnie reagującego na zjawiska zewnętrzne. Śpiewając partie drugiego tenora w chórze, odczuwał większą tremę niż sam dyrygent. Czujnym okiem śledził każdy ruch jego pałeczki, by w razie konieczności móc w czas interweniować. Bowiem –Romciu- jak go zdrobniale nazywaliśmy – znał na pamięć całą partyturę chóralną utworu.(...)
(...)Lubił także malować (m. in. własny autoportret), parał się również kompozycją muzyczną, niektóre melodie uzupełniał harmonią na użytek chórów męskich.
Z usposobienia był pogodny, towarzyski pełen humoru i dowcipu. Nie obce mu były troski „echistów”, ich kłopoty rodzinne i zawodowe. Dla każdego miał w zanadrzu radę i uśmiech. Umiał także besztać chórzystów jak uczniaków w szkole za niepunktualność w przybywaniu na lekcje albo za opieszałość w uczęszczaniu na próby chóru.
W „Echu” stworzył nastrój iście rodzinny. Do ostatnich dni swego życia mimo niewątpliwych cierpień, które coraz bardziej dawały mu się we znaki, zachował pogodę ducha i uśmiech na twarzy. Takim go znali „echiści”, takim widzieli dyrygenci, którzy przeszli przez estradę koncertową chóru.
Toteż cmentarz golęciński w dniu jego pogrzebu zapełnił się liczną rzeszą śpiewaczą, delegacjami chórów, przedstawicielami związku, którzy przybyli oddać mu ostatnią posługę. „Echo”, któremu służył przez tyle lat, pożegnało go pieśnią, tą pieśnią, która stała się treścią jego życia.(...)
Pod koniec życia swą działalność w chórze utrwalił we wspomnieniach za które na konkursie zainicjowanym przez Zjednoczenie Polskich Zespołów Śpiewaczych i Instrumentalnych otrzymał pierwszą nagrodę. Wspomnienia te wydane zostały w książce Tadeusza Żeromskiego „Opowieści Entuzjastów” (Warszawa, 1960). Zmarł 16 kwietnia 1962r.


Zdjęcie nr 10
Grobowiec Dreżepolskich w Poznaniu /Z achiwum autora /


Zdjęcie nr 11
Ewa Dreżepolskich w ogrodzie przed domem Poznaniu
 / Z achiwum autora /


 Zdjęcie nr 12
Święta Bożego Narodzenia 1962r. W mieszkaniu pp. Obrąpalskich na parterze w budynku przy ul. Wojska Polskiego 13 w Poznaniu. Siedzi z prawej Ewa Dreżepolska
Z archiwum p. Renaty Linette/

Powojenne losy Ewy Dreżepolskiej opisuje wspomniana wcześniej w swych prywatnych pamiętnikach p. Felicja Feliksa Janina Panak:
(...).Ewa Dreżepolska, moja najbliższa koleżanka z czasów okupacji, była radcą prawnym w Ministerstwie Handlu Wewnętrznego. Dowiedziała się, że w bibliotece nie ma bibliotekarza. Zaproponowała mnie. Byłam u dyrektora departamentu. Rozmowa przebiegła w sympatycznym nastroju, więc byłam pewna, że tam będę pracowała. Złożyłam podanie. Długo nie dostawałam zawiadomienia, więc poszłam do kadr. Kazano mi czekać w poczekalni. Po jakimś czasie drzwi się otworzyły i w drzwiach młody człowiek poinformował mnie, ze podanie moje zostało załatwione odmownie i poradził, abym nie starała się o pracę w żadnej instytucji państwowej, bo nigdzie jej nie dostanę. I zamknął drzwi. Wyjaśnienie przyniosła Ewa.(...)
(...)Ewa dostała pokój w lokalu wybudowanego domu przez jej ministerstwo na Bielanach. Większy pokój zajmowała sekretarka ministra z matką. Po kilku latach sekretarka zaproponowała Ewie inne mieszkanie. Ale Ewa z Bielan nie chciała się wyprowadzić, choć dawano jej kilka mieszkań do wyboru i chciano pokryć koszty przeprowadzki. Sekretarka się wyprowadziła. Ewę straszono, że pokój dostanie małżeństwo z dzieckiem. Ojciec dziecka czy teść lubi wódkę. Jeszcze nim Ewę zaczęto straszyć, zaproponowała, byśmy z nią zamieszkały. Nie miałam ochoty. Ewę kochałam, ale siostra była mi bliższa. I Ewa i Giena nie znały się. Ewa była dość apodyktyczna. Ja sobie z nią radziłam. A siostra? Bałam się, że stracę Ewę. Wolałam więc mieszkanie we Włochach bez wygód i męczącą codzienną jazdą. Już wszystkie nasze znajome mają mieszkania, to może i my wkrótce dostaniemy. Ugięłam się pod wpływem groźby, że Ewę spotka niezasłużona krzywda. Napisałam podanie, była sprawa i mieszkanie, właściwie pokój, nam przydzielono.(...)
(...)Ewa latem wyjechała do Paryża. Wróciła zadowolona, rozradowana pięknem, które tam widziała w architekturze, w muzeach, w rozmowach z ludźmi. 26 września ją aresztowano. Za co? Z jakiego powodu?
Przyszli młodzi ludzie – chłopak i dziewczyna, dokonali gruntownej rewizji. Zabrali wiele książek wydanych prze Instytut Kultury w Paryżu, stosy papierów i ją. Do mnie przyszedł ubek w cywilu. Chciał rozmawiać klasowo. „Ewa zarabia 4200, ja 2000”. – „No tak, ale przecież ona sobie sama nie wyznaczyła takiej pensji. Rząd tak nas ocenia”. I skończyła się rozmowa klasowa.
Wezwano mnie na przesłuchanie do pałacu Mostowskich. Wchodzi się tam jak do jaskini zbójców, słabe światło, ledwo widać wnętrze. Po pracy śledzili mnie, ale niezupełnie. Nie wiedzieli, że byłam pod mieszkaniem Wł. Bartoszewskiego. Ewa zdążyła mi szepnąć „Władek”, więc myślałam, ze mam go ostrzec. Nie było go w domu, był na pogrzebie prof. Herbsta.
Przesłuchujący mnie wiedział, że byłam w Pałacu Kultury i rozmawiałam z Lilką Kadlerówną i Ireną Raczyńską. Powiedziałam mu, że są to Ewy i moje koleżanki z pracy konspiracyjnej i poszłam do nich, aby się naradzić, jak Ewę uratować. Na jego zarzuty odpowiedziałam pytaniem – „ A Pan by nie ratował swego przyjaciela, gdyby go spotkało nieszczęście, nawet gdyby był winien, a ja wiem, że Ewa w niczym nie zawiniła”?
Pytał też o Tadeusza Żenczykowskiego – „Tak, to mój kolega z czasów studiów, on był przewodniczącym a ja sekretarką”. Już przestałam się bać. Ale gdy wyszłam nogi miałam jak z waty. Musiałam usiąść na ławce i odpocząć. Postanowiłam poprosić Prokuratora o zobaczenie się z Ewą. Chciałam, żeby mi wskazała jakiegoś adwokata, który by ją bronił. Długo czekałam pod drzwiami i prawie trzęsłam się ze zdenerwowania. Pomyślałam niech się stanie, co się ma stać, ale już nie wytrzymałam. Zapukałam do drzwi i natychmiast weszłam, nie czekając na zaproszenie. Prokuratorem była kobieta. Powiedziała mi, żebym przyszła za tydzień, będzie mi wtedy mogła powiedzieć coś konkretnego.
Tymczasem lekarka okulistka skierowała mnie na leczenie do szpitala. Denerwowałam się bardzo. I stało się coś niezwykłego. W czwartym dniu pobytu w szpitalu przyszła do mnie Ewa we własnej osobie.
W grudniu 1970 roku E. Gierek został I-szym sekretarzem. Uznał, że społeczeństwo jest już tak wychowane i zjednoczone z partią, że żadne niebezpieczeństwo ze strony Ewy nie zagraża ani partii, ani Polsce. Wtedy wyszli z więzienia Andrzej Czuma i jego współtowarzysze.
Ewa na długo przed aresztowaniem walczyła z ubezwłasnowolnieniem osób w zakładach psychiatrycznych. Tak postąpiono u nas z J. Grzędzińskim. Pisała w tej sprawie listy do różnych działaczy politycznych, czytałam jeden do F. Rakowskiego. Czytałam też jego odpowiedź. Przyznał jej rację, trzeba czekać. Nie chciała czekać, więc gdy pojechała do Francji, swój artykuł dała redaktorom Wolnej Europy. Jak doszło do wiedzy UB., że to ona była autorką ogłoszonego tekstu – nie wiadomo. Szczęśliwie siedziała nie długo.(...)
(...).W 1976 r. umarła Ewa na raka.(...)
Nie poddała się w walce z najeźdźcą niemieckim, nie uległa szykanom Urzędu Bezpieczeństwa, Pokonała Ją nieuleczalna choroba z którą walkę przegrała w 60 –tym roku życia 21.VIII.1976r. Niestety nie doczekała czasów o które nieustannie walczyła przez 36 lat.
Pochowana została na cmentarzu w Wawrzyszewie Na płycie nagrobnej wyryto:

Ewa ps. Kasia
Dreżepolska,
żołnierz AK, więzień Pawiaka,
ur. we Lwowie 5 XII 1914, zm. 21 VIII 1976.
Za działalność w AK odznaczona została Krzyżem Walecznych.
Jak dowiedzieliśmy się ostatnio od p. F. Obrąpalskiej za pośrednictwem p. Renaty Linetty, Ewa Dreżepolska, przed śmiercią nękana przez UB, wycieńczona ciągłymi naświetlaniami, zachowywała pogodę ducha i wolę walki z chorobą. Brakowało jej środków do życia.
Na zdjęciu nr    protokół z obserwacji przez UB  Ewy Dreżepolskiej zwanej w trym protokóle figurantką RZEPA.



Zdjęcie nr 13
Notatka MO  z obserwacji na fig. ps. "Rzepa"
/Odbitka xero w archiwum autora/


Zdjęcie nr 14
 Fragment raportu z obserwacji na fig. ps. "Rzepa" Ewa Dreżepolska z lewej strony
/Odbitka xero w archiwum autora/

 Cóż więc pilny obserwator śledczy melduje:
"Komunikat nr 2 - z obserwacji na fig. ps. "Rzepa"
Prowadząc obserwację za w/w w dniu 17. 5. 1972r. od godz. 7.00 stwierdzono że figurantka o godz 18.55 wyszła z domu niosąc w rękach kubeł śmieci. Po opróżnieniu go powróciła do miejsca zamieszkania. Do godz 20.00 z domu nie wychodziła i na tym obserwację przerwano do dnia następnego,"   


Zdjęcie nr15. Nagrobek Ewy Dreżepolskiej na cmentarzu w Wawrzyszewie
/Archiwum autora/

Zdjęcie nr16
Nagrobek Ewy Dreżepolskiej na cmentarzu w Wawrzyszewie
/Archiwum autora/


Na zakończenie dodać trzeba, że postanowieniem z dnia 11 listopada 2006 r. Ewa Dreżepolska za swoją działalność odznaczona została pośmiertnie KRZYŻEM KOMANDORSKIM ORDERU ODRODZENIA POLSKI, które to odznaczenie przekazaliśmy do Muzeum Powstania Warszawskiego w Warszawie.


Zdjęcie nr 17
Nadany Ewie Dreżepolskiej przez Prezydenta Lecha Kaczyńskiego
 Krzyż Komandorski Orderu Odrodzenia Polski.
Odznaczenie znajduje się w Muzeum Powstania Warszawskiego


Zdjęcie nr 18
Legitymacja odznaczenia
 
We wspomnieniach tych wykorzystaliśmy pozostałe w pamięci informacje rodzinne. Przywołaliśmy również informacje i wspomnienia o rodzinie Dreżepolskich osób z nimi związanych. Wspomnienia te pokazują, jak ciepło i miło rodzina ta zapisała się w pamięci wielu ludzi. Dlatego też, my jako rodzina, wspomnienia te połączyliśmy w całość by zachować w pamięci tę szlachetną rodzinę.
Zakończę więc słowami które wypowiedział Michel Montaigne:
...I można by przeto rzec o mnie, że w książce zrobiłem tylko bukiet z kwiatów innych ludzi i że od siebie dałem tylko sznurek, który je razem związał...”.
W tym miejscu chcielibyśmy gorąco podziękować:
- Pani Renacie Linette z Poznania za wiele niezwykle ciekawych informacji o pp. Dreżepolskich jak również za przekazanie wspaniałej pamiątki rodzinnej pozostawionej przez Ewę Dreżepolską.
- Pani Marii Zawadzkiej z Warszawy za pomoc w uzyskiwaniu materiałów archiwalnych;
- Pani Krystynie Mądrej z Poznania za opiekę nad grobem pp. Dreżepolskich w Poznaniu.
- Panu Andrzejowi Panakowi z Warszawy za udostępnienie fragmentów prywatnego pamiętnika Jego Cioci Felicji Panak oraz zdjęć Ewy Dreżepolskiej i jej rodziców;