W piękne czwartkowe popołudnie 12 IV
1923 r. ok. godz. 1530 z lotniska w Rakowicach-Czyżynach
wystartowały do lotu treningowego trzy samoloty wojskowe typu Ansaldo SVA 10
należące do 2 Pułku Lotniczego. Ćwiczebny lot grupowy wykonywany był pod
kierunkiem dowódcy eskadry, kapitana pilota Bolesława Narkowicza. Były to
aparaty latające typu Ansaldo SVA 10 i były jednymi z pierwszych maszyn, które
zakupiono dla odradzającego się polskiego lotnictwa. Wyprodukowane zostały we
włoskiej wytwórni lotniczej Societe Gio Ansaldo Cia w Turynie. Konstruktorami
ich byli inżynierowie Umberto Savoia i Emilio Verduzio. Konstrukcja ich
powstała wiosną 1918 r. jako rozwinięcie starszego modelu maszyny typu SVA 5.
Ta nowa maszyna oznaczona została jako typ SVA 9. W niespełna pół roku później
powstała wersja rozpoznawczo-bombowa SVA 10 z dwumiejscową kabiną dla pilota i
obserwatora. Zakontraktowane we Włoszech samoloty przetransportowano koleją do
Krakowa, zmontowano i oblatano na lotnisku Rakowice, a następnie przydzielono
do jednostek lotniczych.
Nr 1
Ansaldo SVA 10 podczas lądowania na lotnisku Rakowice
Nr 2
Ansaldo SVA 10 na lotnisku Rakowice
Po zmontowaniu pierwszych sztuk samolotów szkolenia
polskich załóg prowadzili piloci włoscy. Podczas jednego z pokazowych lotów 7
II 1920 r, wydarzył się tragiczny wypadek, który zapoczątkował serię katastrof
lotniczych samolotów tej firmy. Na zdjęciach nr 3, 4 i 5 pokazano samoloty
Ansaldo SVA 10 po wypadkach, które, niestety zdarzały się dość często. Cóż więc
wówczas się stało? W czasie lotów próbnych na lotnisku w Rakowicach jeden z
włoskich pilotów, demonstrując sprawność samolotów i chcąc pokazać swój kunszt
lotniczy, leciał lotem koszącym i wpadł w grupę stojących nieopodal żołnierzy,
powodując śmierć czterech z nich.
Następnego dnia, tj. 8 II 1920 r., „Ilustrowany Kurier
Codzienny” donosił:
Straszna
katastrofa w Rakowicach
Wczoraj
około godziny 5 popołudniu, pilot włoski Canuto Mafimo, próbując aparatu
lotniczego, wzbił się kilka metrów nad ziemię. Nagle z niewiadomej przyczyny
aparat przestał funkcjonować i całą siłą spadł w grupę żołnierzy stojących na
lotnisku. Skutek spadku samolotu był straszny. Czterech żołnierzy, na których
runął aparat poniosło śmierć na miejscu. Jednemu z nich skrzydło samolotu
obcięło głowę. Piąty żołnierz stojący opodal doznał złamania ręki. Sam pilot
wypadł z siedzenia i doznał licznych obrażeń zewnętrznych i wewnętrznych.
Nieprzytomnego odwieziono w stanie groźnym do szpitala załogi.
Taki to tragiczny w skutkach wypadek rozpoczął proces
wprowadzania samolotów Ansaldo do rodzącego się polskiego lotnictwa wojskowego.
Wróćmy do czwartkowego popołudnia 12 IV 1923 r. Samoloty
krążyły nad Śródmieściem Krakowa na wysokości ok. 1500 m. W pewnym momencie,
przelatując nad ulicami Basztową i Dunajewskiego, jeden z samolotów, którego
załogę stanowili: 24-letni por. obserwator Tadeusz Dąbrowski i 22-letni pilot
plutonowy Franciszek Stefankow, skręcił gwałtownie w stronę teatru im. Juliusza
Słowackiego i wówczas oderwało się od samolotu skrzydło. Skrzydło to spadło w
okolicy ul. św. Krzyża. Po utracie skrzydła samolot, przy pracującym silniku,
zaczął gwałtownie spadać w kierunku ul. Lubicz. Podczas tego niekontrolowanego
spadania odpadło od niego drugie skrzydło, a ze spadającego bezwładnie wraku
samolotu, przy zderzeniu maszyny z dachem budynku przy ul. Lubicz 30, wypadł por.
Dąbrowski. Spadł on na podwórze domu przy ul. Rakowickiej 3, ponosząc śmierć na
miejscu. Na zdjęciu nr 6 pokazany jest budynek przy ul. Lubicz 30 od strony
podwórka z olbrzymią dziurą w dachu zrobioną przez samolot. Natomiast na
zdjęciu nr 7 pokazano budynek przy ul. Lubicz 30 – dzisiaj.
Wrak
samolotu po uderzeniu w dach posesji przy ul. Lubicz 30 wpadł do budynku
(budynki Lubicz 30 i Rakowicka 3 znajdują się w bezpośredniej bliskości
narożnika ulic Lubicz i Rakowickiej). W chwili upadku samolotu przez ul.
Rakowicką przechodził kondukt pogrzebowy. Był moment, w którym wydawało się, że
samolot spadnie na idący tłum, w którym uczestniczyło bardzo wielu krakowian, żegnających
znanego aktora i reżysera teatru Bagatela – Jana Nowackiego. Kondukt wyruszył
feralnego dnia o godz. 15 z ul. Kremerowskiej. Nowacki był uwielbiany przez krakowian,
których ta nagła i niespodziewana śmierć zaskoczyła i poruszyła. Marian
Szyjkowski na łamach IKC z dnia 12 IV 1923 tak oto opisał jego zaangażowanie
jako aktora w ostatnich dniach swego życia: ...Po długiej i ciężkiej
chorobie serca Nowacki, niepomny zakazów lekarskich, poprowadził i zagrał rolę
główną w „Szyldkretowym Grzebieniu”. Byłem u niego za kulisami i wiem, ile
fizycznego wysiłku i opanowania roli kosztował go ten występ. Publiczność
bawiła się znakomicie, oklaskując niezawodne „gierki” swojego ulubieńca – a on
borykał się ze śmiercią, w pauzach dysząc ciężko na krześle i podtrzymując
sztucznie energię środkami lekarskimi. Był to żywy tragizm sytuacyi, o
której czytało się w opisach śmierci Moliera, zmarłego niemal na scenie. Żywa
ilustracyi słów „Śmiej się pajacu!” - cisnąca łzy do ócz tych, którzy mogli
spojrzeć w samo dno owego kontrastu, jakim stać się może scena i życie....
Nowacki zmarł nagle 10 IV w wieku 52 lat. Kondukt zmierzał ul. Karmelicką i
dalej Basztową na Cmentarz Rakowicki, nad głowami zaś pojawiły się owe trzy
samoloty. Ze względu na popularność zmarłego aktora przypuszczano, że
przelatujące samoloty stanowiły asystę powietrzną idącego konduktu. Takie
asysty wówczas były dość powszechnie praktykowane. Gdy kondukt skręcał z ulicy
Lubicz w ul. Rakowicką zauważono spadający bezwładnie samolot. W orszaku
żałobnym zapanowała nieopisana panika, kilka osób zemdlało. A tak przebieg
katastrofy relacjonowała ukazująca się w Krakowie gazeta codzienna „Czas” z
dnia 14 IV 1923 r: „.....samolot dalej runął na dach domu pod l. 30 przy ul
Lubicz. Przebijając dach, sufit i dostając się do przedpokoju mieszkania
piekarza Ziarnkowskiego na II piętrze. Tu nastąpiła eksplozya, od której
zostały wysadzone ściany, a kadłub wraz z rezerwuarem na benzynę wpadł do
pokoju, w którym leżał w łóżku chory Ziarnkowski. Całe mieszkanie stanęło w
płomieniach, które ogarnęły chorego Ziarnkowskiego i znajdującego się w kabinie
pilota samolotu, plutonowego Stefankę. Dom zatrząsł się, przyczem wyleciały
framugi z pokoi na II i I piętra oraz ramy okien i szyby w całym domu.
Płomienie poczęły się wydobywać ze strychu i z mieszkania Ziarnkowskiego, w
którym spłonęły doszczętnie meble. Również w sąsiednich mieszkaniach wskutek
wstrząsu i wybuchu benzyny zaczęły się palić meble. Tam z powodu tej katastrofy
doznało ciężkich obrażeń 5 osób, a lekkich dwie...” Jedna z mieszkanek drugiego
piętra tej kamienicy tak opowiadała zaraz po wypadku reporterowi IKC: Siedziałam
w domu aż tu słyszę... piorun padł czy „coś”, straszliwy huk, dom się zatrząsł,
drzwi się rozwarły.”Jezus Marya” krzyczę i wypadam. A tu już w „sionce” pełno
rozlanej benzyny co się pali, a tamte mieszkania w gruzach....Straszne to
było... /IKC 15 IV 1923r./
W eksplodującym w mieszkaniu samolocie zginął pilot Franciszek
Stefankow oraz leżący w łóżku, złożony chorobą, Ziarnkowski. Ze względu na
zniszczenia spowodowane uderzeniem samolotu oraz eksplozją paliwa i pożarem,
kamienica wymagała natychmiastowego wysiedlenia wszystkich jej mieszkańców.
Tragiczną sytuację swoich kolegów obserwowali z powietrza lotnicy pozostałych
dwóch samolotów. Co opowiadał po tragicznym locie dowódca eskadry kapitan-pilot
Bolesław Narkowicz: ...Lot grupowy w sile trzech aeroplanów miał się już ku
końcowi. Aparaty znajdowały się w przepisowej od siebie odległości t .j. 50
metrów, tak że piloci wykonywali tylko wyznaczone przezemnie ruchy. Na mój
rozkaz cała grupa po wykonaniu prawidłowego wirażu skierowała się ku lotnisku.
Znajdowaliśmy się w wysokości do 1500 metrów. Aparat mój znajdował się na
przodzie a tuż za mną szybował aeroplan por Dąbrowskiego (...)Przebiegu
katastrofy nie widziałem (...)zauważyłem jednakże jak aparat nieszczęsny wpadł
w „korkociąg”. W tym tragicznym dniu miał miejsce jeszcze jeden wypadek
lotniczy, bowiem w wyniku doznanych emocji jedna z załóg, lądując zaraz potem
na lotnisku w Rakowicach-Czyżynach, uległa wypadkowi, łamiąc podwozie samolotu.
Załoga samolotu, która poniosła śmierć nad Krakowem, należała do jednej z
najdzielniejszych załóg 2 Pułku Lotniczego. Dowódca eskadry tak
scharakteryzował załogę samolotu: Ś.p. Tadeusz Dąbrowski
porucznik-obserwator należał do najdzielniejszych lotników polskich. Liczył on
24 lat. Jako obserwator nie miał sobie równych. Ukończył szkołę „radio” był
kierownikiem plutonu radio w pułku krakowskim. Aparat prowadził stale niezwykle
ostrożnie, a przytem umiejętnie. Ostatnio wsławił się ustanowieniem rekordu
lotniczego przebywając trasę do Warszawy w towarzystwie podpułkownika pilota
Abakanowicza w jednej godzinie i 28 minut. Przed niespełna zaś dwoma tygodniami
śp. por. Dąbrowski odbył lot jako obserwator nad Tatrami, dokonując dla muzeum
Tatrzańskiego wspaniałych zdjęć naszych gór. Ś. p. Stefankow Franciszek liczył
lat 22. Ukończył wyższą szkołę lotniczą w Grudziądzu. Był doskonałym i pewnym
pilotem – mimo swej młodości nigdy nie „fantazował” w powietrzu, nie chcąc się
narażać na katastrofę...(IKC 15 IV 1923).
Pogrzeb tragicznie zmarłych lotników
odbył się w poniedziałek 16 IV 1923 r. Była to wielka manifestacja żałobna,
w której udział wzięło około 60 tysięcy mieszkańców Krakowa. Ulicami, którymi
poruszał się kondukt żałobny, aż po bramę Cmentarza Rakowickiego ustawiły się
tłumy krakowian. Trumnę ze zwłokami Ziarkowskiego ułożono na karawanie
wojskowym, zaś trumny lotników umieszczono na przystrojonym zielenią rydwanie
wykonanym z kadłuba samolotu i ciągnionym przez osiem koni.
Przy dźwiękach dwóch orkiestr ruszył olbrzymi orszak
żałobny. Czoło pochodu stanowiła kompania honorowa 2 Pułku Lotniczego, a za nią
niesiono 22 wieńce. Od bramy Cmentarza Rakowickiego do miejsca wiecznego
spoczynku trumny niesione były na barkach przyjaciół i pilotów. Zmarli lotnicy
spoczęli w sąsiednich grobach kwatery XVa. W niedalekiej odległości pochowano
Ziarkowskiego.
Dziś po grobach lotników pozostało
jedynie puste, porośnięte trawą miejsce i tylko niewielkie wzniesienie, świadczące
o istniejących w tym miejscu grobach.
Nr 9
Groby, w których pochowano por. obserwatora Tadeusza Dąbrowskiego i pilota
Franciszka Stefankowa
Tak oto w przeciągu kilku dni krakowianie byli
uczestnikami dwóch wielkich, splecionych ze sobą wydarzeń, które na długie lata
pozostawiły ślad w pamięci mieszkańców miasta. Dziś tych tragicznie zmarłych
pilotów nie przypominają nawet tabliczki na cmentarnych krzyżach.
Na zakończenie kilka podstawowych danych samolotów Ansaldo
SVA 10:
Typ rozpoznawczo-bombowy,
dwupłatowiec z dwuosobową załogą, konstrukcji drewnianej z otwartą kabiną.
Silnik 6-cylindrowy rzędowy Isotta-Fraschini V6 o mocy 250 KM,
chłodzony cieczą;
Rozpiętość...................................9.10 [m]
Długość........................................8.10 [m]
Wysokość.....................................2,65 [m]
Powierzchnia nośna.....................26,90 [m2]
Masa własna................................730 [kg]
Masa startowa.............................1065 [kg]
Prędkość maksymalna.................215 [km/h]
Prędkość wznoszenia..................4,65 [m/s]
Pułap............................................5800 [m]
Zasięg..........................................425 [km]
Czas lotu......................................4 [godz]
Stosowane uzbrojenie pilota to karabin maszynowy Vickers
kal. 7,69 mm w przedniej górnej części kadłuba, obserwatora karabin maszynowy
Lewis kal. 7,69 mm ruchomy na wysięgniku.
W 91.
rocznicę tych wydarzeń przypomniałem tę historię opowiadaną jeszcze w czasach
powojennych przez rodowitych krakowian.
Literatura:
-
Informacje z Muzeum Lotnictwa Polskiego w Krakowie
- Ilustrowany
Kurier Codzienny z dnia: 18 II 1920, 12 IV 1923, 13 IV 1923, 15 IV 1923,
-
Czas z dnia 14 IV 1923
-
Wspomnienia ustne członków rodziny
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz